sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 11

                  MAM BARDZO WAŻNĄ INFORMACJĘ. NIECH KAŻDY PRZECZYTA.

Od autorki
:
Dodaję rozdział, choć było mniej komentarzy i połowę mniej odwiedzin. Obiecałam wam na asku i twitterze i słowa dotrzymuję. :)
Chciałam też poinformować, że w zależności od tego jak pójdzie teraz z odwiedzinami i komentarzami pod tym rozdziałem, nie wiem dokładnie kiedy nowy rozdział. Chodzi mi o to, że jeśli będzie mało odwiedzin to nowy rozdział pojawi się dopiero aż po 19 sierpnia. :(
Wyjeżdżam 4, a dużo osób pojechało teraz na wakacje, więc nie wiem. Jeżeli bardzo będziecie chcieli to przed wyjazdem mogę coś dodać ( następna sobota bądź szybciej ) ale potem nie będę mieć CAŁKOWICIE dostępu do internetu. Idę na pieszą pielgrzymkę, rozumiecie, hahahahahaha.
Więc jeżeli będziecie chcieli dowiedzieć się czy dodam zapraszam na aska, lub na twittera, gdzie jestem praktycznie codziennie. :) Na dole są linki, wystarczy kliknąć.
Informuję na twitterze, więc zostawcie nicki, jeżeli jesteście zainteresowani tym :)

Miłego czytania! :)

Nel

      Nie widziałam Justina przez dwa dni. Prawdopodobnie nie było go w szkole, bo nie widziałam go na ani jednej lekcji. Początkowo myślałam, że może trenują, ale reszta Małp była i chodziła do Dżungli normalnie.
Wcale mi to nie odpowiadało, jak mogło by się wydawać. Moje sumienie nie przestawało dawać znać o sobie i z minuty na minutę było coraz dziwniej. Olivia twierdzi, że to totalna głupota i jestem kretynką, może i ma rację. Wolałabym go przeprosić i mieć spokój, mógłby się nawet do mnie nie odzywać... Po prostu, mam zbyt miękkie serce, dobrze o tym wiem. 
    Na zewnątrz robiło się coraz chłodniej, z dnia na dzień temperatura spadała, a liście żółkły. Jesień zbliżała się wielkimi krokami. Po lecie była to moja ulubiona pora roku. Niektórzy sądzą, że jest przygnębiająca, a tak naprawdę to ludzie robią się wtedy szarzy, zamiast przybierać odcienie żółci, czerwieni i pomarańczy jak natura. Jedyne, czego nie lubię to burze, ale one zdarzają się przez cały rok...
Przysiadłam się do plotkujących Natalie i Liv, które nawet nie zwróciły na mnie uwagi, zawzięcie o czymś rozmawiały. Postanowiłam im nie przeszkadzać. Były wyraźnie podekscytowane.
Ruszałam, zwisającymi w powietrzu, nogami w tą i z powrotem, od czasu do czasu zawadzając o murek. Podobało mi się tam.
Otworzyłam oczy, kiedy usłyszałam chrząknięcie tuż przede mną. Serce zaczęło mi o wiele szybciej bić, prawie wyrywając się z piersi. Przestało mi się podobać.
- Widziałaś może Justina? - syknęła, stojąca naprzeciw mnie blondynka.
Myślałam, że to Bieber, a zamiast niego miałam do czynienia z, jak się domyślam po tym co usłyszałam na korytarzu, Tear. Wolałabym jego, jakkolwiek to brzmi. Zamrugałam kilkakrotnie, patrząc na nią jak na niezrównoważoną psychicznie. A co ja jestem, jego niańka?
- Justin Bieber, nie za wysoki, brązowe oczy i ciemno...
- Skończ, wiem kim on jest. - sapnęłam. - Nie jestem idiotką.
Odwróciła głowę, uśmiechając się złośliwie do siebie. Wiem, co miała na myśli. Po chwili zaszczyciła mnie swoim niezadowolonym spojrzeniem. Była drobna, ale miała pulchne policzki i mały, zadarty nosek.
- Nie rozumiem, niby skąd mam wiedzieć gdzie on się podziewa. - to było bardziej pytanie niż stwierdzenie. Przekręciłam głowę na bok, przyglądając się jej.
Wypuściła głośno powietrze, zaciskając oczy, po czym je szeroko otworzyła i przejeżdżając ręką po swoich krótkich, blond włosach, przewróciła nimi na mnie.
- No chyba nie tylko ja zauważyłam, że ostatnio się z nim często prowadzasz...
Zacisnęła usta. Jej głos był przesiąknięty jadem, praktycznie nim pluła. Znów przewróciła oczami. Niech zrobi to jeszcze raz w moim towarzystwie, a nie wytrzymam. I w tym przypadku nie wiem, czy będę żałować.
- Zazdrosna? - uniosłam wysoko brwi.
Ja też mogę być złośliwa, nawet jeśli nie obchodzi mnie to czy faktycznie była o niego zazdrosna, czy po prostu się martwiła, czy Bóg wie, co miała na myśli i co ich łączyło.
- On jest mój. - zaśmiała się pusto. - Nie wiem czemu z tobą rozmawia i nie wiem co z tego ma, lub będzie miał, ale niech weźmie co chce jak najszybciej i przestanie się z tobą zadawać. - puściła mi oczko, a raczej chciała, bo jej nie wyszło.
Wredna suka.
- Ja do ciebie nie robię pieprzonych pieszych wycieczek i ty też z tym skończ. - skrzywiłam się, przez co na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Awww, zabolało cię, Donnel? Tak mi przykro.
Złapała się komicznie za serce. Miałam ochotę mocniej ruszyć nogą tak, by ją kopnąć, ale ostatecznie się powstrzymałam, przypominając sobie, że jesteśmy między ludźmi, na dodatek w szkole i nie chciałam dostać nagany.
- Spierdalaj, co? 
Nie będzie traktować mnie jak gówno. Nawet mnie nie zna i nie ma najmniejszego prawa i nie zamierzam sobie na to pozwolić. Zwłaszcza, że nie lubi mnie, bo widziała, mnie wtedy, za pierwszym razem u Justina. Z resztą z wzajemnością.
Tear odwróciła się na pięcie i ruszyła, jak się później okazało, w kierunku drużyny koszykówki. Wzruszyła ramionami i pokręciła przecząco głową. Kazali jej pójść się zapytać mnie o Justina? Poważnie? Prychnęłam pod nosem, zdenerwowana. Gwiazdy się znalazły. Niech sobie do niego zadzwonią, jak są ze sobą tak "blisko".
Odwróciłam się energicznie, by ujrzeć nieśmiały uśmiech Olivii. Och, czekajcie... CO? Spojrzałam na nią wymownie, ale natychmiastowo odwróciłam się, starając się złapać kontakt wzrokowy z tym na kogo patrzyła ona. I nic, nikt się nie patrzył na nas.
- Okej... - powiedziałam podejrzliwie, przeciągając "e".
- Co to było? - spytała Natalie nadal stojąc w pozycji z ustami uformowanymi na wzór litery "o".
Machnęłam ręką, starając się by przestała o tym myśleć i nie wypytywała. Szczerze mówiąc sama nie wiedziałam, co to było...Wiedziałam jak sprawić, by nie wypytywała, to szybka zmiana tematu, tak też zrobiłam.
      Śmiało mogę powiedzieć, że biegłam na chemię. Cóż, zasiedziałam się z dziewczynami, jeżeli można tak powiedzieć. Nie chciałam się spóźnić, ale musiałam wziąć jeszcze książkę. Zatrzymałam się przy szafce, przekręcając pokrętło, by utworzyć trzy cyfrowy ciąg liczb.
- Jasna cholera. - mruknęłam do siebie, kiedy pomyliłam kod. Byłam zestresowana i to nie było dobre. Zabrałam się za to jeszcze raz, oddychając głęboko.
- To co, widzimy się w piątek? - usłyszałam za sobą.
Wrzasnęłam na pół szkoły, zatrzaskując drzwi szafki, przez co prawie znów przeklęłam. Dziś wszyscy mają jakiś dzień zaskocz Nel swoją obecnością? Chyba tak, nie podoba mi się to.
Odwróciłam się tam skąd dobiegał głos kogoś, kto do mnie mówił, by zobaczyć wysokiego blondyna, uśmiechającego się szeroko do mnie. W jego zielonych oczach tańczyły iskierki, które sprawiły, że natychmiastowo odwzajemniłam uśmiech.
- Co mówiłeś, bo nie słyszałam? - spytałam, dziękując, że nie wyszło to zarozumiale, ani sarkastycznie. Wydawał się być miły, nie chciałam go zniechęcić na samym początku.
Przebierałam nogami w miejscu, niecierpliwiąc się. Byłam już spóźniona na lekcję.
- Jestem Dean, chodzimy razem do jednej klasy. - znów się uśmiechną, ukazując białe zęby. Nie były idealnie proste, co dodawało mu tylko uroku. Więc stoi sobie oparty finezyjnie o rząd szafek, kiedy oboje powinniśmy być na chemii i jego to totalnie nie obchodziło? Czy ja jestem jakimś odmieńcem, coś mnie ominęło? Czy mogę się już nazwać kujonem, kupić okulary na pół twarzy i zmienić sposób mówienia na bardziej naukowy i opisowy?
- Dean Avery?
Przypomniałam sobie słowa Natalie. Rozpromienił się jeszcze bardziej, jeżeli to było możliwe.
Jesteś słodki. - pomyślałam, chichotając.
- Um... Dziękuję. - podrapał się po głowie, spoglądając na mnie ukradkiem.
Momentalnie zrobiłam się czerwona jak burak. Nie wierzyłam, że to powiedziałam na głos. Miałam to pomyśleć! Byłam pewna, że to był głosik w mojej głowie! Moja wewnętrzna bogini śmiała się w najlepsze, zwijając się przy szafkach. Wskazywała na nas palcami, pomiędzy salwami śmiechu.
- T-ty też jesteś słodka.
Ukryłam twarz we włosach. Najbardziej żenujący moment w moim życiu. Dlaczego takie sytuacje zdarzają się właśnie mnie? Ugh, jestem jakaś pechowa.
- A co do mojej "wizyty" - zrobił w powietrzu cudzysłów - to chciałem spytać, czy przyjdziesz z Natt i twoją siostrą na imprezę w sobotę.
Niech on się przestanie tak uśmiechać, proszę.
- Zobaczę co da się zrobić. - puściłam mu oczko. Mam nadzieję, że wyglądałam choć ociupinkę seksownie, a nie jak kaczka o poranku, która na dodatek gęga. Znów posłał mi swój zniewalający uśmiech, więc uznałam moje mrugnięcie za lepsze od kaczuszki. 
- Do zobaczenia. - odwrócił się, po czym ostatni raz mi pomachał i znikł na zakręcie.
Uderzyłam głową o szafkę, wzdychając głośno. Zaczęłam się śmiać, jak nienormalna. Nie mogłam przestać. Stałam z czołem opartym o zimną szafkę szkolną, wyładowując całe napięcie i żale. Pomogło. Po kilku minutach byłam spokojna, a kolory na mojej twarzy uregulowały się. Poprawiłam włosy, które sterczały w każdym kierunku i ruszyłam w stronę klasy, starając się wymyślić jakąś dobrą wymówkę.

                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Wystarczy kilka słów, a dla mnie będzie to znak, że czytacie. Będzie mi bardzo miło, jeżeli każdy kto przeczyta, napisze co o tym sądzi. :)        
                                                           twitter | ask

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 10

 Od autorki:  Dziękuję za wspaniałe komentarze, które zostawiliście pod ostatnim rozdziałem. Jestem niezmiernie wdzięczna za to, że popychacie mnie do pisania, upominacie się i tak ładnie komentujecie, co ma też swoje dobre skutki w rozdziałach, które napisałam już "do przodu" :)
Mam nadzieję, że tym razem też dacie mi znać, że czytacie i co sądzicie właśnie poprzez komentarz.
Miłego czytania! :)

Nel
     Jeszcze nigdy nie byłam tak poirytowana jak wtedy. Miałam ochotę rozwalić doniczkę z kwiatkiem stojącą przed domem. Daję słowo, jeszcze nigdy nie miałam dość szkoły w tak szybkim tempie. Czemu to wszystko przytrafia się mi, podczas gdy inni wiodą idealne życie bez żadnych problemów i jakiegoś upartego kolesia na głowie, który nie szanuje nikogo, a czasem nawet siebie? Oh, zapomniałam. Mam na czole napisane "zrób z nią co chcesz".

      Tupnęłam nogą, jak małe dziecko, wyładowując całą frustrację. Musiałam wyglądać komicznie, bo siedzący na rogu ławki Justin Bieber zaśmiał się. To tylko spotęgowało moją złość. Miałam ochotę zdrapać mu ten uśmiech, a trwało by pewną chwilę, bo miałam krótkie paznokcie.
Mam spędzać z nim czas, który mogłabym poświęcić dla siebie? Mogłabym robić co zechcę, ale NIE. Mogłabym gdzieś wyjść, zrobić cokolwiek innego niż ślęczenie z nim nad książką. Przecież rozwiązałam tylko jedno głupie równanie, które zrobiłaby połowa klasy.

- Co się głupio śmiejesz? To wszystko przez ciebie i twoje chore ego! - wybuchłam, wyrzucając ręce w powietrze.
Miałam w nosie, że może zrobić ze mną co będzie chciał, że może mnie nawet uderzyć w tamtym momencie miałam ochotę sama to zrobić.
- Nieprawda. - wzruszył ramionami. - To ty się wymądrzałaś.
Spokój w jego głosie drażnił mnie. On po prostu miał w sobie kilka takich cech, które sprawiają, że chce mu się coś zrobić, a później uświadamiasz sobie, że to nie było dobre. Tacy ludzie są po prostu irytujący, bo chcąc ich znienawidzić czy znielubić doszczętnie zawsze będzie coś co cię przed tym powstrzyma.

- Przepraszam, co? - pisnęłam.
- No, wymądrzałaś się. 
Czyli w tej szkole każdy udaje głupiego, w takich sytuacjach? Nigdy nie pomyślałam, że to normalna szkoła, ale to była już wisienka na torcie.
- Chciałam ci pomóc! Kazał mi to zrobić, nie słyszałeś?! I to przez ciebie! Jakbyś się zamknął w odpowiednim momencie bylibyśmy teraz zupełnie gdzie indziej i nie musielibyśmy się sprzeczać! - krzyknęłam, robiąc się cała czerwona ze złości.
- Niczego cię nie nauczyli? Trzeba było udać idiotkę.
- Jeden już tam stał. - syknęłam.
Nie mogłam się powstrzymać. Jego ton działał na mnie jak płachta na byka. Wiem, że nie byłam miła i wcale nie byłam z siebie dumna, ale on traktuje mnie jak gówno, a ja sobie na to nie zasłużyłam w żadnym wypadku. Nic mu nie zrobiłam, to on zaczął.
- To nie moja wina. To on to wymyślił, mogłaś mu powiedzieć, że się mnie boisz i nie chcesz mi poświęcać swojego cholernie cennego czasu, który spędziłabyś na nic nie robieniu lub plotkowaniu z Mandez! - krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłam.
- Skończ z tym baniem się!
- Skończ z użalaniem się nad sobą! - splunął.
Zacisnęłam pięści z całych sił, nie chciałam zrobić czegoś głupiego tylko dlatego, że jego słowa mnie zabolały. Powinnam to wypuścić drugim uchem, ale było na to za późno. Nie oczekuję od niego, że będzie mnie traktował jak księżniczkę, chcę by traktował mnie na równi z sobą.
- Pieprz się, Bieber. - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Chyba z tobą, Donnel.
Nie wytrzymałam, moja mała dłoń sama znalazła drogę do jego policzka, zostawiając na nim zaróżowiony ślad moich palców.
Cholera.
Zacisnął szczękę, a jego brązowe oczy pociemniały. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W mojej głowie wszystko krzyczało by go przeprosić, moje cholerne sumienie też tego chciało, ale coś mnie powstrzymywało. 
Odwróciłam się, po czym chwyciłam moją torbę z podłogi. Powoli wyszłam z sali. Zerknęłam na Justina, będąc przy drzwiach. Nie ruszył się ani o milimetr. Potrząsnęłam głową, ale to nic nie dało. To głupie uczucie nie opuściło mnie ani na chwilę. Było przy mnie jak zbłąkany piesek tylko nie miało w sobie ani jednej pozytywnej cechy.  Znów to ja byłam winna wszystkiemu.

Moja głowa pulsowała, a zmoczona szmatka na czole zrobiła się ciepła, więc przekręciłam ją na lewą stronę, zamykając oczy
- Potraktowałam go jak śmiecia. - szepnęłam, gapiąc się tępo w wyłączony telewizor.
- O czym ty bredzisz?
Spojrzałam w bok. Olivia siedziała, obserwując mnie. Nawet więcej niż mnie obserwowała, ona mnie szkicowała. Skrzywiłam się, czy ona zamierzała uwzględniać ścierkę na moim czole?
- O Justinie. - szepnęłam, a w mojej głowie zarysował się obraz mojej dłoni uderzającej o jego twarz z charakterystycznym plaskiem. - Co rysujesz?
- Ciebie. Dupek zniszczył moją pracę na zajęcia artystyczne. - jej głos był przesiąknięty jadem. Obie miałyśmy zepsuty nastrój. - Koleś myśli, że jest najważniejszy i może sobie robić co mu się podoba. O, nie. Nie kiedy zadarł ze mną.
Może w tej chwili byłam egoistyczna, ale wcale nie chciałam pytać o to co się dokładnie stało, chciałam by to ona mnie wysłuchała i zabrała ze mnie ciężar winy.
- Uderzyłam go w policzek. - jęknęłam.
Byłam głupia, zadręczając się tym, ale nie potrafiłam inaczej.
Zastanawiała się nad tym przez chwilę, po czym bez niczego wróciła do szkicowania. Nienawidziłam tego. Potrafiła biec do źdźbła trawy, które przyciągnęło jej uwagę i uważała je za godne poświęcenia chwili na narysowanie go, zostawiając mnie byle gdzie, z byle kim i o byle jakiej porze.
- A teraz myśl o tym co przedtem, miałaś spektakularną minę.
Własna siostra chce żebym się zadręczała dla dobra jej pracy, cudownie...
Sprowokował mnie. Mogę się tak usprawiedliwiać? Ciągle mi to robi, prowokuje. Odkąd go znam ładuję się w same kłopoty, ale to też moja wina, jestem beznadziejna. 
Chodzący problem. Bardzo seksowny, ale za razem wkurzający.  
Uspokój się, Nel!
- Pomocy!
Z rozmyśleń wyrwało mnie wołanie mojej mamy. Zerwałam się z kanapy, ignorując upadającą ściereczkę. Pobiegłam do pracowni mamy, szukając jej. Siedziała z twarzą w dłoniach. Zaczęłam się bać.
- Nie wiem, które wybrać... - podniosła głowę, wskazując podbródkiem ekran na którym wyświetlone były dwa zdjęcia.
Przedstawiały jezioro o zmroku, księżyc odbijał się w jego tafli, nadając temu miejscu magicznego wyglądu. Było przepiękne i wiem, jestem ckliwa. Chcę je kiedyś zobaczyć. Poproszę ją, żeby mnie tam zabrała, kiedy moja kara-za-nic się skończy.
- Mamo, są takie same. - zmarszczyłam brwi, a ona gorączkowo pokręciła głową. Westchnęłam, nie widziałam tego co ona, dla mnie były identyczne.
- To pierwsze. - wskazała Olivia. - Nie ma takiego kontrastu pomiędzy niebem, a lądem. Jest po prostu lepsze. - wzruszyła ramionami.
Chwilę później byłyśmy zamknięte w niedźwiedzim uścisku.
- Mam najlepsze córki na świecie. - przyznała, a my zachichotałyśmy.
Wpadłam na genialny pomysł, wykręciłam się z jej żelaznego uścisku, uśmiechając się tak słodko, jak tylko potrafiłam. Używałam tego dawniej, kiedy chciałyśmy przekonać do czegoś mamę. Olivia spojrzała na mnie dziwnie, ale zignorowałam ją.
- A czy mogłabyś przestać się gniewać na tą twoją najlepszą córkę i znieść jej karę? - zamrugałam wielokrotnie, a mama patrzyła na mnie, uśmiechając się. Po chwili po prostu odwróciła się na pięcie i sobie poszła, krzycząc do nas z kuchni, czy chcemy herbatę. Dziwna kobieta.
Jaka matka, taka córka.
                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Wystarczy kilka słów, a dla mnie będzie to znak, że czytacie. :) Będzie mi bardzo miło, jeżeli każdy kto przeczyta, napisze co o tym sądzi. To naprawdę pomaga w dalszym pisaniu, więc mam nadzieję, że zrobicie to dla mnie i poświęcicie chwilkę. :)   
Musiałam wstawić ten gif, bo go uwielbiam ponad życie, spójrzcie na kości policzkowe Justina. *-*         
                                                           twitter | ask


 

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 9

Od autorki: Bardzo wam dziękuję za komentarze, które zostawiliście pod ostatnim rozdziałem i mam nadzieję, że tym razem też napiszecie mi co o tym sądzicie. :) Nie mogę wam dać 1 rozdziału jak 2 bo nie będzie się wam chciało tego czytać, hahaha.
Jeżeli chcecie ze mną popisać na twitterze, czy asku to śmiało, nie zjem was. 
A jeśli chcecie być informowani to napiszcie mi nick w komentarzu i jeżeli zmieniacie nicki to też napiszcie, bo się gubię. :)
Pisałam na twitterze, że mam niespodziankę i to była prawda! Kochana Oliwia zrobiła cudowny zwiastun i muszę się wam nim pochwalić! :) Zobaczcie koniecznie. Dziękuję, że się męczyłaś, naprawdę jest cudowny. :')


                                

Justin

      Czekałem aż Tear wybuchnie niepohamowaną złością. Byłem na to przygotowany, ta dziewczyna jest zazdrosna o wszytko i wszystkich. Dlaczego nagle połowie moich znajomych przeszkadza każdy mój ruch? Jestem dorosły i fakt, może ostatnio nie przesiaduję z nimi 24/7, ale to nie znaczy, że będę miał ich gdzieś. To takie trudne?
- Kiedy w końcu przestaniesz za nią latać? - syknęła siedząca na przeciwko mnie blondynka, a Stacy jej przytaknęła.
Zwalczyłem ochotę przewrócenia oczami. Ona była jak jej służąca, chodziła za nią wszędzie i prawie zawsze, nawet gdy Tear zwracała jej uwagę na mózg wielkości orzeszka ziemnego o na i tak zostawała przy niej. Trochę pochrzanioną miały przyjaźń, ja bym tak nie mógł....
- Tear, jesteś kobietą, nie zrozumiesz.
- Twierdzisz, że jestem głupia? - odpyskowała, zabijając Angelo wzrokiem.
- Nie chcę się kłócić, więc powiem, że nie. - westchnął ciężko, odwracając wzrok, a ona zacisnęła pięści.
Zaśmiałem się cicho. Oni potrafili się sprzeczać o każdą bzdurę, nawet najmniejsze gówno. Przynajmniej nie jest nudno, ale potrafią być irytujący, zwłaszcza, że przebywamy w takim gronie bardzo często.
- Donnel jest gorąca, a ty tego nie pojmiesz, bo... jesteś dziewczyną i wy się nie chwalicie nawzajem. Chyba, że jesteście przyjaciółeczkami. - przewrócił oczami, nadając swojej wypowiedzi idealny charakter.
- Zwłaszcza, że koleś który podoba się jednej, poświęca uwagę tej drugiej... - Angelo uzupełnił wypowiedź Grega, uważnie przyglądając się czerwonej ze złości Tear.
- Tylko, że ta druga jest irytująca, wkurzająca nawet sposobem oddychania i chodzenia... - zaczął wyliczać Harry.
Postanowiłem go zignorować, nie zamierzałem się sprzeczać z nim i jego bzdurami. Wolałem sobie tego oszczędzić i przemilczeć to.
- A najgorsze w tym wszystkim jest to, że są dwie. No i jeszcze Mandez na dokładkę.
- Będziesz się musiał do niej przyzwyczaić, bo mam się spotykać z nią regularnie. - poinformowałem zarówno Stylesa, jak i resztę towarzystwa. Tear doskonale wiedziała co się działo, była tam obecna, ale i tak kipiała złością. Trochę się o nią martwiłem, robiła sobie zbyt wiele nadziei.

Pokręciłem przecząco głową, kiedy Greg wołał mnie, bym z nim usiadł, wskazując siedzącą po drugiej stronie klasy Nel. Uśmiechnął się, kręcąc głową z dezaprobatą. Wiedziałem, że nie był typem chłopaka, który mógłby mnie potępić czy skrytykować. Był otwarty na wszystko i bardzo pomysłowy. Zrozumiał, chwała mu, bo nie zamierzałem niczego wyjaśniać. Z resztą w cale nie musiałem.
Ruszyłem wolno do jej ławki, dziękując w duchu, że nikt z nią nie siedział. Pomachałem jej z uśmiechem, odsuwając krzesło. Ignorowałem jej natarczywe spojrzenie, które wręcz krzyczało o to co robię. Rzuciłem plecak na ławkę, wyciągając z niego podręcznik i zeszyt do fizyki. Opadłem na krzesło, krzyżując ręce na piersi, a nogi pod ławką.
- Tam jest twoje miejsce. - szepnęła Nel, wskazując miejsce obok Grega.
- Cieszę się, że interesujesz się moją osobą i mnie zauważasz. - dokuczyłem jej, posyłając firmowy uśmiech.
Skupiała całą swoją uwagę na panu Parkerze i jego nudnym gadaniu. Nie przepadałem za fizyką, w ogóle nie przepadałem za szkołą Musiałem coś robić, żeby nie zasnąć. Wpatrywałem się intensywnie w dziewczynę siedzącą obok mnie, starając się zwrócić jej uwagę.
- Nie gap się. - szepnęła, ale jej głos się łamał.
- Podoba mi się to co widzę. - odparłem, opierając głowę na lewej ręce. Miałem nadzieję, że czuje moje palące spojrzenie na sobie i nie czuje się z nim komfortowo. Chyba miałem racje, bo wierciła się i starała odwrócić moją uwagę. W końcu odwróciła się do mnie i otworzyła usta by coś powiedzieć, ale pan Parker jej przerwał.
- Umówicie się po lekcjach!
Nauczyciele to idioci. Myślą, że gdy rzucą jakiś oklepany tekst to będą fajni. Nie, nie będą, mogą przestać robić sobie wiochę.
Na moją koleżankę z ławki słowa Parkera widocznie podziałały, bo jej twarz oblała się rumieńcem.
- Po lekcjach to ona ucieknie i stracę swoją szansę lub, co gorsza, ktoś mnie uprzedzi.- odchyliłem się delikatnie na krześle.
Misja zgasić nauczyciela zakończona powodzeniem. Cała klasa chichotała, a Nel patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Puściłem jej oczko, na co zacisnęła szczękę i spuściła głowę. On natomiast patrzył na mnie, jak gdybym zabił mu rybkę.
- Rozładujesz swoje pokłady energii przy tablicy. Zapraszam. - uśmiechnął się złośliwie.
Wstałem, powolnie kierując się na środek klasy. Lepiej niech się nie spodziewa niczego. Nie zamierzałem nawet zacząć. Nie umiałem tego zrobić. Po co komu fizyka?
Stałem tam, kołysząc się na stopach, a nauczyciel patrzył na mnie wyczekująco. Wzruszyłem ramionami, bawiąc się czarnym mazakiem do tablicy. Nie byłem geniuszem matematycznym, a bez matmy nie ma nawet sensu brać się za fizykę.
- Kto pomoże naszemu mądrali? - rozejrzał się po klasie, a ja podążyłem z nim. Każdy siedział skulony, wpatrzony w książkę, zaciekle "czytając". Marny pretekst, ale też tak robię.
- Ele mele - zaczął wyliczać, a ja prychnąłem. Nawet moja babcia tak nie robi. - misia... - wypchnął swój długi paluch, wodząc nim po klasie, szukał ofiary. - mela.
Zatrzymał palec, kierując go w stronę Nel. Zgiął go, wołając ją. Wahała się przez dłuższą chwilę.

Wstała i zabijając mnie wzrokiem podeszła do tablicy. Stanęła tyłem do klasy, denerwowała się. Zagryzała wargę, lustrując pojawiające się działania. Jej dłonie trzęsły się w tak dziwny sposób, że miałem ochotę złapać je i pomasować, żeby się uspokoiła. Wypuściła głośno powietrze, błądząc wzrokiem po tablicy.
Podniosła rękę, zapisując na tablicy jakieś litery połączone z liczbami. Matematyka była całkiem w porządku, do póki nie zaczęła zadawać się z alfabetem.

- To wzór. - szepnęła, zagryzając wargę ze zdenerwowania. - Warunek równowagi dźwigni dwustronnej.
Zakodowałbym to co mi powiedziała, ale to było totalnie bezsensu i do niczego by mi się nie przydało. Jeszcze nie spotkałem takiego człowieka, który obliczałby prędkość jadąc samochodem... No błagam, od tego jest licznik. Wystarczy spojrzeć.
- Musisz zestawić go z tym. - wskazała na kolejne równanie. - Po to, żebyś mógł wykonać obliczenia.
Pokiwałem głową, chodź i tak nic nie rozumiałem z jej paplaniny. Podała mi marker, wskazując wzrokiem tablicę. Nie może po prostu sama tego policzyć? Nie jestem kalkulatorem.
Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Odłożyłem marker i pewnie skierowałem się do swojej ławki. 

- Wasza dwójka zostaje. - powiedział Parker podniesionym głosem, kiedy ruszyłem do wyjścia. Obróciłem się, rozkładając ręce. Ugiąłem kolana, patrząc w sufit, przekląłem go pod nosem. Wróciłem do ławki i wskoczyłem na nią, siadając.
- Wybrałaś już zajęcia dodatkowe? - spytał Nel, a gdy ta zaprzeczyła spytał o to samo mnie.
- Jestem w drużynie, nie muszę się w to bawić.
- Rozumiem, że treningi nie zapełniają całego twojego czasu? 

Spojrzałem na niego jak na idiotę. Niech on po postu powie o co mu chodzi. 
- Potrzebujesz korepetycji z fizyki. - poinformował mnie. - Zdaję sobie sprawę z tego, że masz gdzieś co ci powiem i nie poinformujesz o tym twojej mamy.
Jaki bystry... Wcale ich nie potrzebuję, po co mam zaprzątać im wszystkim głowę, jestem przecież dorosły i nie jestem synkiem mamusi.
- Więc przedstawiam ci twoją nową korepetytorkę. - wskazał na Nel, a jej mina zrzedła. Wyglądała jakby przegrała milion dolców. Kolory z jej twarzy zupełnie odpłynęły.
- Co? Nie, no co pan. Nie... - jąkała się. - Nie jestem doświadczona, przecież nie mogę tak po prostu tego robić!
Nie jest doświadczona? Czy ona siebie słyszy? 
- Sądzę, że to będzie wyglądało świetnie na świadectwie. Pomożesz mu, a ja zwolnię cię z zajęć dodatkowych.
Prychnąłem, wcale nie zamierzałem się w to bawić. Mam siedzieć z nią po kilka godzin i słuchać o tych wszystkich cyferkach i wzorach? Dziękuję, postoję. Z drugiej strony to nie był taki ły pomysł, kto powiedział, że faktycznie musimy się uczyć?
- Sprawdzę twoją wiedzę, Bieber. Po prostu się przyłóż, to są same powtórki. Połączycie przyjemne z pożytecznym. - uśmiechnął się tak głupkowato, że miałem ochotę przyłożyć swoją pięść do jego pokrytej zmarszczkami twarzy. - Poinformuję o tym dyrektora i w wychowawcę.
O nie, nie mógł zostawić mnie tam samego z nią. Jej wyraz twarzy zdradzał zbyt wiele, była zła, może nawet wściekła. Zaciskała pięści, powieki i szczękę. Widziałem ją taką po raz pierwszy i szczerze mówiąc nie było na co patrzeć. Była przestraszona Nel, a teraz wściekła. Wściekłą na mnie. Zaczynała mnie przerażać. Chyba wolę ją w wersji "trzymaj się jak najdalej od Justina"...

                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Wystarczy kilka słów, a dla mnie będzie to znak, że czytacie i jest sens to publikować. :) Gdyby każdy kto przeczytał napisał co o tym sądzi i czy się podoba, bądź nie to byłoby o wiele milej Mogę o to prosić? :)
Jeżeli macie do mnie pytanie to z boku jest opcja zadania mi go. Zapraszam. :)
                                                                twitter

                          Zapraszam na blogi NATALKI i OLIWII, zajrzyjcie bo warto.

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 8

 Od autorki: Chciałabym bardzo, ale to bardzo podziękować za każdy jeden komentarz, który zostawiliście pod ostatnim rozdziałem. To dla mnie cholernie dużo znaczy. Fakt, że doceniacie to co robię mnie uskrzydla i bardzo motywuje. Dziękuję. :) Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem też zostawicie tak wspaniałą liczbę waszych opinii i nie obrażę się, jeżeli będzie ich więcej. :) Jeżeli coś wam się nie spodoba to piszcie! :)
Dziękuję też, że piszecie do mnie na twitterze i asku, jak widać wszystko skutkuje i rozdział pojawił się dzisiaj, nie po tygodniu jak zwykle. To wasza zasługa :)
Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach na twitterze, zostawcie nick w komentarzu. :)
Miłego czytania! :)
 
Nel

     Nie mogłam w to uwierzyć. Siedziałam w samochodzie Biebera i żyłam. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji, nie mogłam pokazać mu, że się go bałam. To idiota i wiem, że powtarzałam to już milion razy, ale nie zawaham się zrobić tego kolejny raz. Jest zbyt pewny siebie i bardzo bezczelny.
Drzwi kierowcy się otworzyły, a po chwili jego miejsce zajął Justin.
- Chcę dojechać do domu cała i zdrowa, wiesz o tym?
- Nie mam w planach zabicie cię. - przewrócił oczami. - Jeszcze... - spojrzał na mnie ostrzegawczo, przekrzywiając głowę.
- Tylko się upewniałam. - mruknęłam, zapinając pasy.
Usadowiłam się wygodnie. To co działo się ze mną ostatnimi czasy było jednym z najdziwniejszych doświadczeń w całym moim nastoletnim życiu. Poznałam przerażającego chłopaka, który nie chce mi dać spokoju, dostałam szlaban i zmieniłam miejsce zamieszkania i chodziłam do jakiejś dziwnej szkoły z kilkoma poziomami społeczeństwa, gdzie każdy każdego ocenia bez poznania się nawzajem.
- Nie w aucie. - powiedziałam, kiedy próbował odpalić papierosa.
Odwrócił głowę w moją stronę, powoli, wręcz ślamazarnie, na co wywróciłam teatralnie oczami. On był niemożliwy. Próbował wyglądać jak ci aktorzy z starych, amerykańskich filmów o kowbojach. Brakowało tylko pompatycznej muzyki i źdźbła trawy w jego ustach, ale w sumie zastępował je papieros...
- Ale to moje auto... - zaśmiał się, spoglądając na mnie ukradkiem.
Nie lubiłam palaczy, po co sami się podtruwają? To największa głupota.
- Ale lubię swoje życie i ty swoje też powinieneś.
- Co cię nie zabije to cię wzmocni. - uśmiechnął się, odpalając papieros.
Odwróciłam głowę zdegustowana zapachem. Ohyda. Nie mogłam mu tego zabronić, ale nie podobało mi się to, że mnie zignorował i moją prośbę też. Mógłby się liczyć z moim zdaniem, choćby w jakimś procencie. Ulitował się nade mną i otworzył okno. Wciągnęłam szybko świeże powietrze, a on zachichotał. Wspaniale, udało mi się go rozbawić moim małym cierpieniem.
Odwróciłam głowę, opierając czoło o szybę.
- Hej, do mojego domu nie jedzie się tędy. - zauważyłam,przyglądając się drodze.
Spojrzałam z powrotem na Justina, który uśmiechał się głupkowato. No nie, tylko nie to.
- Nie jedziemy do twojego domu. Jesteś głodna?
Byłam głodna, ale on wcale tego nie musiał wiedzieć. Nie musiał nic wiedzieć, miał mnie tylko podwieźć do domu. Przepraszam, ale co w tym tak skomplikowanego i czy ten chłopak mógłby zacząć być bardziej słowny? I on się dziwi, że nie mam ochoty z nim przebywać. Roi jedno, mówi drugie, myśli trzecie, a wyobraża czwarte.
Pokręciłam przecząco głową, mając nadzieję, że to odwróci jego decyzję.
- A ja jestem głodny. Ty też zgłodniejesz, zobaczysz.
- Justin. - westchnęłam, pocierając skronie. - Wyglądam jak sierota w tym mundurku. Proszę cię, uszanuj moją wolę ten jeden raz. - spojrzałam na niego błagalnie.
Naprawdę nie chciałam wychodzić z tego auta wyglądając tak, jak wyglądałam. Jeżeli ktoś ze znajomych mnie zobaczy, to będzie katastrofa. Wróć, nie mam tu znajomych nie licząc Natalie i Liv. No i oczywiście jest jeszcze Bieber. Wiecie co? Coraz mniej się go boję, coraz bardziej mnie wkurza swoim byciem. To dobrze, czy źle? Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że to wszystko skończy się katastrofą.
- Mi się podoba. - powiedział, nawiązując do tego jak wyglądałam w mundurku.
To nie było złośliwe, ani uszczypliwe, przez co się delikatnie zarumieniłam. Wyjrzałam przez okno. On mnie nie rozumie. Ja się będę czuła zupełnie niekomfortowo. W sumie opcja wyjścia coś zjeść na mieście była bardzo przystępna i gdyby odrobinę zmienić towarzystwo mogłoby być idealnie. Nie byłam na razie praktycznie nigdzie. Moje nocne zwiedzanie skończyło się na kanapie sami wiecie kogo.

Justin
       Podbiegłem do drzwi pasażera, żeby je otworzyć, ale ona była szybsza. Z impetem otworzyła je i wyskoczyła z samochodu, obdarzając mnie kpiącym uśmieszkiem. A potem kobiety narzekają, że na świecie jest coraz mniej dżentelmenów. Same zabijają w nas ich małe zalążki, nie pozwalając wyrosnąć na prawdziwych dżentelmenów.
Zaśmiałem się o pod nosem, robiła wszystko, żeby mi dokuczyć. Była zabawna na swój głupkowaty sposób, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Ruszyłem w stronę baru, odwracając się na chwilę, by zerknąć czy Nel idzie za mną. Szla powoli, ale raczej marne szanse ma na to, że może uciec. To byłoby śmieszne i tak bym ją złapał. Wróciłem się kilka kroków, po czym złapałem ją za rękę i pociągnąłem do drzwi. Nie mieliśmy całego dnia na samo wejście tam. Otworzyłem je, zapraszając ją gestem ręki. Przewróciła teatralnie oczami, wymijając mnie.
Usiadła na krótkiej, czerwonej kanapie na samym końcu sali, krzyżując nogi pod stołem. Zrobiłem to samo, siadając na przeciwko niej.
- Hej, Justy... Co dla ciebie? - spytała wesoło Ann, która tutaj pracowała. - I ciebie? - spytała ponownie, tym razem Nel z o wiele mniejszą radością, a uśmiech na jej twarzy odrobinę przygasł.
- Chcę gofry. - oznajmiła, ignorując nieprzyjemny ton mojej znajomej.
Ta dziewczyna chce gofry w południe. Ciekawe, jak wiele takich dziwactw ma w zanadrzu. Wzruszyłem ramionami, kiedy Ann spojrzała na mnie dziwnie.
- Wezmę to samo... I dwa razy wodę. - powiedziałem, zamykając menu. Poczekałem aż oddali się z naszymi zamówieniami na kilka kroków. - Ignoruj ją, jest zazdrosna.
- Zazdrosna o co? - skrzywiła się, obserwując jak odchodzi.
Wskazałem na nią palcem, kiwając głową.
- Aw, czyżby komuś w tym barze podobał się Justy? - zagruchała. - I nie ma o co być zazdrosna.
Sposób w jaki powiedziała moje imię był gorący. Zdecydowanie może mnie tak nazywać, pozwalam jej.
- Raczej chciałaby żebym się dobrał do jej spodni, a ona do moich. Ale to się nigdy nie stanie.
Przyłożyła wskazujący palec do otwartej buzi, udając odruch wymiotny. Zaśmiałem się cicho.
Chwilę później pojawiła się kelnerka z naszymi zamówieniami, ciskając w brunetkę na przeciwko mnie piorunem. Jak ona na to odpowiedziała? Uśmiechnęła się do niej tak słodko, że aż w jej policzkach pojawiły się dwa głębokie dołeczki, powodując tym samym jeszcze większe zdenerwowanie Ann.
- Smacznego, Justin. - powiedziała, a Nel zachichotała, zasłaniając buzię rękoma.
- Chyba się nie polubiłyśmy. - zauważyła, wymieniając nasze talerze z goframi. Spojrzałem na nią pytająco. - No co? Może chce mnie otruć. Uwielbiam gofry. - oblizała usta.
Nie odzywałem się, pozwalając jej i mi zjeść w spokoju nasze zamówienie. Było całkiem przyjemnie, kiedy w jej oczach nie pojawiało się przerażenie, na sam mój widok. Zdecydowanie lepiej.
- Dokarmiasz swoje niewolnice? - usłyszałem za sobą.
Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć kto to powiedział. To mógł być tylko Marcus Poniosłem Porażkę Ross. Sekundy później dostawił krzesło do naszego stolika i dosiadł się bez niczego. Nel prawie zakrztusiła się gofrem. Zgaduję, że nikt wcześniej nie nazwał jej niewolnicą.
- Marcus, jem. Nie obrzydzaj i odejdź. - wytarłem usta serwetką, odsuwając od siebie talerz.
- Jak masz na imię, laleczko? - zignorował mnie, skupiając całą swoją uwagę na brunetce.
Spojrzała na niego, a później na mnie odrobię zmieszana.
- Nie interesuj się tym. - powiedziałem szybko, zanim ona zdążyła otworzyć usta.
Ten koleś był całkiem spoko, dopóki nie zaczynałeś grać z nim w jego własną grę. Mówią, że to kobieta zmienną jest, a jednak facet też może. On jest tego przykładem. Możesz być jego najlepszym przyjacielem, nawet bratem, ale to nie będzie miało znaczenia, gdy przekroczycie linię startu i dotrwacie do mety.
- Nie przeszkadzaj, Bieber. To nie z tobą chcę rozmawiać. - szczerzył się do niej, mierząc ją od góry do dołu. - Gdzie ty ją nalazłeś, co? - odwrócił się do mnie, unosząc brwi.
- Mówiłem, że to nie twój zakichany interes. - syknąłem. - Zjeżdżaj stąd, Ross.
Miałem dość tego, że prawie zjada ją wzrokiem. Zauważyłem, że Donnel również nie czuje się zbyt komfortowo. Przesunęła się na sam koniec kanapy, pod okno, wykorzystując moment w którym ten spoglądał na mnie.
- Pilnuj jej. Jeszcze z tobą nie skończyłem. Przyda mi się ktoś taki jak ona. - uśmiechnął się, a ja doskonale wiedziałem o co mu chodzi. Może jedynie pomarzyć o tym, że ją dotknie. Jego ohydne łapska nigdy nie poczują ciepła jej ciała.
- Kto to był? - szepnęła.
- Nikt ważny. - obróciłem się, czując jak jej spojrzenie wierci mi dziurę w ciele.
- Powiedz mi. Patrzył na mnie, jak na mięso, mam prawo wiedzieć.
Zaśmiałem się cicho. Widocznie nie była przyzwyczajona do tego typu rzeczy.
- Musisz się zacząć przyzwyczajać, tutaj połowa będzie tak na ciebie patrzeć. Ale nie bój się nic ci nie grozi dopóki jesteś ze mną.
- A jak ciebie nie będzie?
- Och, zawsze będę gdzieś obok ciebie. - puściłem jej oczko.
Przewróciła teatralnie oczami, przesuwając się z powrotem na środek kanapy. Nie wiem czy chciała, żebym ciągle obok niej był, mało mnie to obchodziło. Przez to wszystko nie zdążyłem z nią porozmawiać, ale jeszcze nic straconego.
- Śmierdziało mu z buzi. - wypaliła po długiej chwili milczenia, a na jej twarzy pojawił się grymas.
Wybuchłem niepohamowanym śmiechem, doprowadzając do tego, że kilku gości obróciło się w naszą stronę. Spuściła głowę, ukrywając twarz we włosach. I tak jej nikt tutaj nie znał. Wystawiłem do niej zgiętą pięść, czekając aż przybije mi żółwika.
- Wracajmy. - zaproponowałem, kładąc pod pustą szklankę banknot.

                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Wystarczy kilka słów, a dla mnie będzie to znak, że czytacie i jest sens to publikować. :)     Naprawdę, gdyby każdy kto przeczytał napisał co o tym sądzi i czy się podoba, bądź nie, nawet jednym słowem to byłoby o wiele milej. Mogę o to prosić? :)
                                                            twitter | ask

Zapraszam na blogi NATALKI i LIVKI są serio wspaniałe, czytam od początku i podziwiam dziewczyny za to jak piszą i są po prostu genialne. Zajrzyjcie :)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 7


Od autorki: Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, jesteście naprawdę wspaniali! Bardzo mnie motywują i nie obrażę się, jeżeli będzie ich więcej. :) Jeżeli chcecie być informowani o nowych, zostawcie nick w komentarzu. :)
Miłego czytania! :)

Nel

- To naprawdę dobre. - pisnęła Olivia, chwaląc stołówkowe jedzenie.
Siedziałyśmy przy okrągłym stoliku, plotkując.Wybuchłam śmiechem, odczytując treść wiadomości na moim telefonie.

Od: Nieznany
Treść: Powinnaś spróbować też frytek. ;)

Otworzyłam szeroko oczy, wpatrując się w wyświetlacz. Ktoś nas obserwował. Przeleciałam wzrokiem po stołówce i zdałam sobie sprawę z tego, że każdy miał wyciągnięty telefon. Marny ze mnie detektyw.
- To było dziwne... - powiedziałam, odkładając komórkę na stolik, przy którym siedziałyśmy. Siostra rzuciła mi pytające spojrzenie, na co tylko machnęłam ręką. Ktoś sobie robi głupi żart.

Od: Nieznany
Treść: Nadal twierdzisz, że się mnie nie boisz? ;)

Tylko jeden idiota mógł to zrobić. Tylko jeden. To był Justin, byłam tego pewna. Obróciłam się w poszukiwaniu go. Uśmiechał się, trzymając frytkę tuż przy buzi. Przymrużyłam oczy, posyłając mu mordercze spojrzenie. Co on zrobił? Mrugnął do mnie. Może to jego uzależnienie? Używa nawet mrugającej emotikonki. Pokręciłam głową, odwracając się.
- Słyszałyście? - spytała podekscytowana Natalie, rzucając tackę i przysiadając się do nas. - Dean Avery robi imprezę. - uśmiechnęła się szeroko.
- Odpadam. - powiedziałam od razu.
- Dziewczyno, to będzie prawdopodobnie najlepsza impreza w tym półroczu. - pisnęła.
- Jeżeli, oczywiście będzie ktoś coś z tego pamiętał. - zaśmiała się Olivia.
- O to chodzi. Nawet jak będzie do bani to nie będziesz tego pamiętała. Idziemy.
- Ja mam szlaban. - skrzywiłam się, a moja siostra zaczęła się śmiać. Posłałam jej mordercze spojrzenie. Nie było w tym nic zabawnego, ja się nie śmiałam.
- Co zrobiłaś? - spytała zaciekawiona Natalie. - Spokojnie, możliwe, że do tego czasu twój szlaban przestanie być aktualny. - wyszczerzyła się. - Nie wiadomo, kiedy jego rodzice zwolnią dom. Z nimi pod dachem nie byłoby tak ciekawie.
Pokazałam jej wzrokiem, aby nawet nie pytała, po czym włożyłam do ust frytkę.
- Nie bądź taka. - pchnęła mnie żartobliwie ramieniem.
- Nie wróciła na noc, bo była na spacerze w opuszczonym parku, ktoś, a raczej jakiś chłopak ją przestraszył, zemdlała i wróciła nad ranem. - skróciła moje losy Liv, wzruszając ramionami. - Nasza mama jest nadopiekuńcza.
- A wiecie ci jest w tym wszystkim najlepsze? - spytałam sarkastycznie. - Że ten idiota chodzi do tej szkoły. Co więcej, ma ze mną większość lekcji, gapi się teraz na nas i prześladuje.
Olivia uniosła rękę, po czym przebiegła nią po włosach, poprawiając ich wygląd.
- Nie gadaj! Kto to? Jest tu? Jak wygląda?
Liv była tak podekscytowana, jak gdyby miała poznać ulubioną gwiazdę. Rozglądała się w każdym kierunku. Nie wiem nawet za czym, przecież nie wiedziała jak wygląda. Uniosła rękę, po czym przebiegła nią po włosach, poprawiając ich wygląd.
- Justin Największy Idiota Bieber. - szepnęłam.
- JUSTIN BIEBER!? - krzyknęła Natalie, wymachując rękami.
Położyłam twarz na stole, uderzając nią delikatnie. Słyszał to, jestem tego pewna. Cała szkoła słyszała. Jestem skończona. Dlaczego od przyjazdu tutaj mam ciągle pod górkę? Jestem miła, pomocna... To się nie liczy. Ktoś u góry mnie nie lubi, tak myślę.
- Kto to?
Wskazałam kciukiem za siebie, uświadamiając siostrze o kogo mi chodzi.
- Ten blondyn. - szepnęła Natalie, a ja podniosłam głowę. - To rozgrywający naszej drużyny.
- Jest gorący. Nie masz na co narzekać. - zażartowała Olivia.
- On mnie prześladuje. - jęknęłam.
Po raz kolejny uderzyłam głową w stolik. To było chore. Podniosłam się na dźwięk powiadomienia. Poprawiając włosy, przesunęłam palcem po ekranie blokady.

Od: Nieznany
Treść: Nie rób tak nigdy więcej, siniak na czole jest zupełnie zbędny. ;)

Czy on może, do cholery, przestać mnie obserwować? Niech sobie znajdzie inną ofiarę. Nie jestem pyskata, ani niemiła, ale on mnie wyprowadza z równowagi i nie ręczę za siebie. Nie chcę być celem jednego z  najpopularniejszych dzieciaków w szkole i nie podoba mi się fakt, że wykorzystuje to, co się stało kilka dni temu i to, jak na mnie wpływa. Mam go dość. Za co?
                                                                
Justin


Posłałem Mandez spojrzenie mówiące "idź sobie", stając za plecami Nel w odpowiedniej odległości. Od tyłu wygląda równie seksownie, przyznaję. Spojrzała na mnie zdziwiona i odrobinę zakłopotana, otwierając usta.
- Muszę już iść. - zakomunikowała Natalie. - Zadzwonię do ciebie wieczorem.- dodała, patrząc na mnie.
- Okej.
Poczekałem aż oddali się na pewną odległość. Nie zdziwiłbym się gdyby Nel zaczęła wrzeszczeć. To mogło być całkiem w jej stylu. Nie to, że nie lubię kiedy dziewczyny krzyczą na mój widok, ale ona robi to inaczej. Nieważne.
- Szukałem cię. - powiedziałem.
Odwróciła się, zamykając, a raczej zatrzaskując drzwiczki swojej szkolnej szafki. Dobrze, że nie przytrzasnęła sobie palców, bo w tedy byłbym już zupełnie skreślony. Chyba, że lubi ryzyko i wizyty w szpitalach...
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Pytasz mnie o to przy każdej naszej rozmowie. - zauważyłem sfrustrowany. -  Robisz jakieś zakazane interesy, czy coś? Przyszedłem pokazać ci, że wcale nie musisz się mnie bać.
Moim celem było wkurzenie jej. Wyglądała komicznie, kiedy się złościła. Udało mi się. Ale to nie koniec. Zamierzam sprawić, że jedyne o czym będzie myśleć to ja, a każdą wolną chwilę będzie poświęcać mojej osobie. Dostanę to, czego chcę, choćby nie wiem co.
- Ale ja się ciebie nie boję. 
Powtarzała się, postanowiłem jej tego tym razem nie wypominać. Po co ona się tego wypiera? I tak znam prawdę. Marna z niej aktorka.
- Och, czyżby? To w takim razie na pewno zgodzisz się na to, bym cię odwiózł do domu. Hm?
Byłem na pozycji wygranej, widziałem to w jej wyrazie twarzy. Doskonale wiedziałem, że wcale nie chce, żebym ją odwoził.
- Nie? Niby czemu miałabym się zgodzić. Nie chcę. Nie znam cię. - wzruszyła ramionami.
- A może raczej boję się? Boję się wsiąść z nim do samochodu. Boję się, że będzie na mnie patrzył. Boję się, że będzie pytał. Boję się, że będzie oddychał tym samym powietrzem. Boję się Justina.
- Ja tak nie mówię. - syknęła, szturchając palcem wskazującym moją klatkę piersiową.
Wyminęła mnie, a jej włosy związane w koński ogon huśtały się z każdym kolejnym krokiem.
- Idziesz, czy będziesz tak stał? - spojrzała przez ramię. - To 30 minut drogi.
Podbiegłem do niej, śmiejąc się do siebie. Wygrałem. Zwolniła, zostając z tyłu, więc i ja stanąłem.
- Możesz zapomnieć o gapieniu się na mój tyłek, gdy będę szła. Ty idziesz pierwszy. - skrzyżowała ręce na piersiach.
- Masz świetny tyłek, więc nie powinnaś robić problemu. - wyszczerzyłem się. - Co nie zmienia faktu, że teraz to ty będziesz mogła patrzeć na mój. - uniosłem brwi.
- Po prostu chodźmy. - westchnęła.

                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Wystarczą nawet dwa słowa, a dla mnie będzie to znak, że czytacie i jest sens to publikować. :)     Naprawdę, gdyby każdy kto przeczytał napisał co sądzi, nawet jednym słowem byłoby o wiele milej. Mogę o to prosić? :)
                                                          twitter | ask

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 6

Od autorki: Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, które się pojawiły pod rozdziałem 5! Bardzo mi pomagają i nie obrażę się, jeżeli będzie ich więcej. :) Motywują i rozdziały pojawiają się szybciej.  Jeżeli chcecie być informowani o nowych, zostawcie nick w komentarzu. :)
Miłego czytania! :)

Nel 

      Wpatrywałam się zieloną tablicę, na której pojawiały się pojedyncze daty, modląc się, by ta lekcja skończyła się jak najszybciej. Nie lubię historii. Dzisiaj byłam szybsza niż reszta klasy. Usiadłam po drugiej stronie sali, w trzecim rzędzie ławek, z dala od Harryego. To nie tak, że go nie lubię... Dobra, kogo ja chcę oszukać.
Przekrzywiłam głowę, w tym samym momencie, kiedy reszta klasy odwróciła się w kierunku drzwi. Pani Jones odłożyła kredę na biurko, po czym chwyciła się pod boki i krzyknęła:
- Proszę!
Drzwi się otworzyły na kilka sekund, po czym z powrotem zamknęły, a ja zadrżałam. Do klasy wszedł Bezimienny. Ten sam, który wystraszył mnie do tego stopnia, że zemdlałam. Ten sam, który trzymał mnie w swoim domu. Ten sam, który ogląda za dużo filmów. Ten sam, przez którego mam szlaban.
O, Boże. Uciekaj!
- Dzień dobry. - uśmiechnął się szelmowsko do nauczycielki.
Jej mina odzwierciedlała moje uczucia. Była skwaszona i wyraźnie niezadowolona jego wizytą. Jest nas dwie. Miałam ochotę przybić jej żółwika, ale to byłoby dziwne...
- Dzień dobry. Jak zawsze spóźniony, to nowy rekord. Wiedziałeś, że rok szkolny zaczął się wczoraj? - uniosła wysoko brwi.
Nie miał na sobie mundurku, a taką samą bluzę jak Dupek i jego sfora. To oznacza, że jest jednym z nich. To lepiej. Nie będę musiała się aż tak gimnastykować, żeby przejść niezauważona obok niego. Kiedy będzie otoczony nimi wszystkimi będzie to prostsze. A może w ogóle nie będzie chodził do szkoły? Błagam, tak.
- Aż tak intryguje panią moja osoba? - spytał, zadowolony z siebie.- Sprawdza pani co u mnie?
- Siadaj, Bieber i proszę o wyrzucenie tego napoju. - wskazała na shakea, którego trzymał w ręku.
- Dopiero go kupiłem, to byłoby marnowanie pieniędzy i czyjejś pracy, jak również złamanie wszelkich zasad, które wpajają nam nauczyciele.
- Po prostu usiądź i pozwól kontynuować lekcję. - potrząsnęła głową.
Zrobił to. Zajął miejsce obok Stylesa, przybijając z nim piątkę. Spuściłam głowę, pozwalając moim kasztanowym włosom zakryć twarz. On był na prawdę straszny. Seksowny, ale nadal straszny. Wolałabym nie mieć z nim nic wspólnego zwłaszcza, że jego kolega nas nienawidzi. Wspaniała konstelacja gwiazd..
Westchnęłam, postanawiając spojrzeć w jego stronę i to był największy błąd. Przyglądał mi się. Poczułam, jak serce niemal wyskakuje mi z piersi. Patrzyłam na niego, a on centralnie na mnie. Jego mina była dziwna. Był zaskoczony, ale na twarzy błąkał mu się delikatny uśmiech. Pomachał do mnie delikatnie. Siedzieliśmy tak przez kilkanaście sekund, kiedy się ocknęłam, odwróciłam machinalnie głowę. Idiotka.
Oddychałam głęboko, próbując się uspokoić. Nie mógł mi nic zrobić, nie może nawet tego chcieć. Jesteśmy w szkole. Tutaj się nic, nigdy nie dzieje. Na prawdę chciałam w to wierzyć.
                                               
Justin


      To była ona. Tak samo wystraszona, jak wtedy. Może z tą różnicą, że wyglądała odrobinę inaczej. Jej włosy były ułożone, nie sterczały w wielu kierunkach. Na sobie miała idealnie wyprasowany, idiotyczny mundurek, którego ja na szczęście nie musiałem nosić. Muszę coś przyznać - wyglądała w nim całkiem dobrze. Jedno się nie zmieniło. Jej przerażona twarz. Najnormalniej w świece ją przerażam. Pierwsza taka, co to się mnie boi.
Obserwowałem ją swobodnie przez większość lekcji, podczas gdy ona zawzięcie wpatrywała się w tablicę nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Królewna.
Jak najszybciej opuściłem klasę, zaraz po dzwonku. Oparłem się plecami o ścianę, czekając. Przewróciłem oczami, ile można wpakowywać książki do plecaka? Kobiety...  Kiedy już prawie straciłem chęci u progu drzwi klasy pojawiła się... no właśnie, nawet nie wiem jak ma na imię. Momentalnie zmieniłem pozycję, stając na przeciw niej, a ręce ułożyłem po obu stronach framugi drzwi.
- Witam ponownie. 
- O, Boże... - szepnęła sama do siebie, błądząc wzrokiem po całym moim ciele, jak gdyby nie wierzyła, że to ja.
- Um... Mówią na mnie Justin, ale jak wolisz. - uśmiechnąłem się łobuzersko. - A na ciebie?
Wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Bez przesady, aż tak straszny nie mogłem być.
- No, jak masz na imię? - spytałem ponownie, wolniej, czym prawdopodobnie ją uraziłem, bo momentalnie zmienił się jej wyraz twarzy.
- Nie możesz po prostu zostawić mnie w spokoju? Proszę... - powiedziała ledwo słyszalnie.
Udałem, że się zastanawiam, przybierając minę myśliciela, którą robię zawsze na matmie, by nauczyciel mnie nie wziął do tablicy. Stałem tak przez chwilę, uderzając palcem wskazującym w brodę.
- Nie. - posłałem jej perskie oczko. - Dlaczego się mnie boisz? - zmarszczyłem brwi.
- Nie boję się ciebie. - odpowiedziała szybko, odwracając wzrok.
Typowa kobieta, nie przyzna się do niczego, choć wie, że nie ma racji. Przewróciłem oczami.
- Jaaaasne. Czyli reagujesz tak na wszystkich chłopców? Nie dziwię się, że jesteś sama.
Chyba ponownie ją uraziłem, bo z jej ust zaczął wypływać potok słów.
- Huh? Niczego o mnie nie wiesz. Rozmawiam z tobą od niespełna trzech minut i obraziłeś mnie już dwa razy. Dla twojej wiadomości - byłeś pierwszym chłopakiem, który mnie porwał, zastraszył i na dod...
- Woah, shawty. Nie porwałem cię. Ja cię uratowałem. - powiedziałem dumnie.
Taka była prawda. Wcale się nie pisałem na upadającą na chodnik Królewnę, przenoszenie jej do domu, tłumaczenie się Tear z tego co ma znaczyć krucha brunetka na moich rękach, kiedy mieliśmy w planach zupełnie co innego, niż niańczenie jej.
- Chcę iść. - oznajmiła, kuląc się, by przejść pod moją lewą ręką.
 Spryciula. Nie udało jej się, owinąłem rękę wokół jej pasa, przyciągając ją tak, że moja klatka piersiowa przylegała do jej pleców.
- Nie uciekaj mi. - zaśmiałem się.
- Czego ty chcesz? - pisnęła, zaciskając dłonie na moich przedramionach, ale tylko wzmocniłem uścisk.
- Chcę wiedzieć jak masz na imię.
- Nel... - westchnęła. - A teraz puszczaj.
Nie mam pewności, czy jest prawdziwe, ale to już połowa sukcesu. Ktoś musi o niej wiedzieć więcej i ja też się tego dowiem. Mam już imię i założę się Carly mi pomoże, zwłaszcza, że jest nowa. Trochę mi jej szkoda, przechlapała sobie u Harryego...
- Co tylko zechcesz, kochanie.
Zrobiłem to, o co poprosiła. Błyskawicznie oddaliła się na kilka kroków ode mnie, posyłając mi zabójcze spojrzenie. To może być na prawdę świetna zabawa.
                                             
                                                  CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

    Wystarczą nawet dwa słowa, a dla mnie będzie to znak, że czytacie i jest sens pisać dalej :) Naprawdę, gdyby każdy kto przeczytał napisał co sądzi, nawet jednym słowem byłoby o wiele milej. Mogę o to prosić? :)
                                                          twitter | ask