wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 5

 
Od autorki: Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, które się pojawiły pod rozdziałem 4! Bardzo mi pomagają i nie obrażę się, jeżeli będzie ich więcej. :) Motywują i rozdziały pojawiają się szybciej.  Jeżeli chcecie być informowani o nowych, zostawcie nick w komentarzu. :)
Miłego czytania! :)

Nel

     Przez resztę dnia starałam się unikać świty Harry'ego, jak i samego chłopaka. Chyba się nie polubiliśmy, to mi nie robiło specjalnej różnicy, bo był pyszny, zarozumiały i jak się okazało mało go obchodziła szkoła. Unikanie ich nie było trudne, można ich było dostrzec z drugiego końca korytarza. Ciągnął się za nimi wianeczek wzdychających panienek i nie przesadzam: ta szkoła do drugi High School Musical.
      Spojrzałam na drzwi, przed którymi stałam. 34 - to w tej sali miałam mieć angielski. Zapukałam, po czym otworzyłam i weszłam przez białe drzwi. Wzrok wszystkich skierował się na mnie.
- Dzień dobry... - zaczęłam nieśmiało. Pełno gapiów nie pomagało mi. -... przepraszam za spóźnienie, byłam w gabinecie dyrektora. Kazał to panu przekazać. - podałam nauczycielowi karteczkę z moimi danymi. Przyglądał mi się, podobnie jak wszyscy.
- Czy to nie ty męczyłaś się ze sztalugą na ostatniej przerwie? - uśmiechnął się.
Był młody, wyglądał na nie więcej ponad dwadzieścia pięć lat. Był przystojny i miał na prawdę czarujący uśmiech. Jego brązowe włosy były roztrzepane w artystycznym nieładzie, a piwne oczy śledziły moją posturę.
Pokręciłam głową.
- Musiał pan spotkać moją siostrę.
Zastanawiał się nad tym przez chwilę. Byłam ciekawa, co sobie teraz myśli. Przez chwilę panowała nieprzyjemna cisza, która jednak została przerwana.
- Ma bliźniaczkę...
Odwróciłam się. Harry siedział wyraźnie znudzony z końcówką długopisu w buzi. Niech on się lepiej zamknie. Umiem mówić, a jego to guzik powinno obchodzić. Ugh! Będę z nim mieć 6 godzin angielskiego w tygodniu?! Podziękuję.
- Obie są tak samo wkurzające. - dodał, a cichy chichot wypełnił klasę. Dupek - tak go od teraz będę nazywać.
Otworzyłam usta, żeby się odgryźć, ale nauczyciel mi przerwał.
- Dziękujemy ci za przybliżenie sylwetki naszej nowej koleżanki, może zrobisz to samo w Hemingwayem? - powiedział, unosząc wysoko brwi. - Siadaj... - zerknął na kartkę. -...Nel.
Założyłam kosmyk włosów za ucho i ruszyłam nieśmiało wgłąb sali. Rozejrzałam się po klasie. Jedna ławka stała puściutka, ale wcale nie chciałam tam siadać. Była za ławką Dupka. Może następnym razem przyjdę na czas i zajmę inną....
                                                              
  Justin
  
     Zwinnie wspiąłem się i przeskoczyłem przez nie za wysoką siatkę, lądując po jej drugiej stronie. Robiłem to prawie codziennie, miałem wprawę.
Tak, jak myślałem chłopcy byli na miejscu i uganiali się już za piłką. Zawyłem, kiedy Angelo spudłował rzut za 3 punkty, zwracając tym samym uwagę wszystkich na siebie. - Z czego się cieszysz, Bieber?! - krzyknął Angelo, kręcąc głową.
Nie odpowiadałem, dopóki nie znalazłem się na boisku.
- Straciłeś formę... - zauważyłem, ignorując ich ciekawskie spojrzenia. Podroczę się z nimi...
- Proszę, proszę... Któż to się pojawił. Bieber we własnej osobie. - dodał, ignorując mój komentarz.
- Gdzie się podziewałeś, co? Zapomniałeś, że był pierwszy dzień szkoły? - warknął Harry, rzucając we mnie piłką.
Złapałem ją, po czym zgrabnie zakręciłem na środkowym palcu, uśmiechając się pod nosem.
- Tak się składa... - podałem piłkę Andreasowi - ... że miałem ciekawsze rzeczy do roboty. Takie jak na przykład skopanie tyłka niejakiemu Marcusowi. - wzruszyłem ramionami.
- Nie mów...
Spojrzałem na Grega, wybuchając śmiechem. Jego usta uformowane były na kształt litery 'o', a oczy rozszerzone. On zawsze był dziwny, przez co też zabawny. Nie był klaunem, ale miał wspaniałe poczucie humoru.
- Miło, że we mnie wierzycie... - spoważniałem, wsadzając ręce do kieszeni.
Dobrze wiedziałem, że będą zaskoczeni, bo jeszcze nikt nie pokonał Marcusa w jego własną grę. Tyle, że ja nie jestem nikim, jestem Justin Bieber i dostaję to, czego chcę.
Wrzasnąłem zdezorientowany, czując kilka par rąk na sobie.
- Spadajcie! - krzyknąłem, śmiejąc się. - Łapy precz od włosów. - uniosłem palec ku górze. - Dziś moją fryzurę zrujnuje niejaka Alejandra, wrzeszcząc moje imię caluteńką noc. Sprawię, że nie będzie mogła o mnie zapomnieć, a "Justin" wymsknie się jej, kiedy już wróci do tego dupka. - uśmiechnąłem się po raz kolejny, a reszta zawyła, wiwatując.
- Dobra, gramy! - krzyknął Styles, zabierając piłkę.
Wzruszyłem ramionami, kiedy Angelo dawał mi do zrozumienia, żebym odpuścił. Chyba ma gorszy dzień... Postanowiłem, że później z nim o tym pogadam. Starałem skupić się na koszykówce, ale nie za bardzo mi to wychodziło. Obserwowałem, jak Harry wyżywał się na wszystkich po kolei, podając chamsko piłkę, bądź faulując w ataku.Zdecydowanie przesadzał.
- Co jest? - spytałem, zatrzymując się na środku.
Oparłem się rękami o kolana, oddychając głęboko. Nie odzywał się.Patrzył na mnie, jak gdybym mu coś zrobił.
- W szkole są nowe, które już zalazły mu za skórę... - wyjaśnił Greg, kiedy ten totalnie mnie olał i zmienił taktykę. Teraz wyżywał się na koszu, rzucając za trzy.
- To o to chodzi?! - krzyknąłem, żeby mógł mnie usłyszeć. - O nowe?!
Spojrzał na mnie przelotnie, po czym wrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Podbiegłem do niego, wyrywając mu piłkę, rzuciłem ją za siebie, tak by nie mógł jej łatwo dostać i ponownie mnie olać. Normalnie bym go już dawno uderzył, gdyby nie był moim przyjacielem...
- To brunetki. - syknął - Pieprzone brunetki. - położył nacisk na każde słowo, a ja się wycofałem. To nie miało sensu. Teraz już nie.
Był moim najlepszym przyjacielem i akceptowałem jego dziwactwa, takie jak to, że nienawidzi brunetek. Nawet farbowanych. Czasami zastanawiałem się, czy na to, że jestem jego najlepszym przyjacielem wpłynął mój kolor włosów. Wiem, głupie, w końcu nie jestem dziewczyną, ale jednak to daje do myślenia, kiedy spędza się z nim więcej czasu. Jest odrobinę wybuchowy i porywczy, ale to dobry chłopak. Zabrzmiałem jak moja babcia, ale taka jest prawda.
Po kilkudziesięciu sekundach trwania w ciszy, przerywanej przez nasze głębokie oddechy, wznowiliśmy grę i choć on nadal się nie uspokoił, ja to zrobiłem.

                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
    Wystarczą nawet dwa słowa, a dla mnie będzie to znak, że czytacie i jest sens pisać dalej :) Naprawdę, gdyby każdy kto przeczytał napisał co sądzi, nawet jednym słowem byłoby o wiele milej. Mogę o to prosić? :)
                                                          twitter | ask

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 4

Od autorki: Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, które się pojawiły pod rozdziałem 3! Bardzo mi pomagają i nie obrażę się, jeżeli będzie ich więcej. :) Motywują i rozdziały pojawiają się szybciej.  Jeżeli chcecie być informowani o nowych, zostawcie nick w komentarzu. :)
Miłego czytania! :)
Nel
      Przyglądałam się poczynaniom siostry, która zmagała się z wyszczotkowaniem włosów, zakładając przy tym czarne zakolanówki. Skrzywiłam się na myśl o tym, że będę wyglądać tak jak ona. Nasz szkolny mundurek był beznadziejny: biała koszula z herbem szkoły, na nią czarna marynarka z takim samym znaczkiem, co koszula, spódnica i zakolanówki w tym samym kolorze, co marynarka... Nie rozumiałam tego. W poprzedniej szkole miałyśmy bluzkę ze znaczkiem i to było tyle, a teraz? Jakiś beznadziejny kostium. Jeszcze tylko krawatu brakowało.
- Co się tak krzywisz? - fuknęła.
No tak, patrzyłam na nią jakiś czas ze skwaszoną miną. Potrząsnęłam głową, ślamazarnie wygrzebując się z ciepłego łóżka. Ten dzień zapowiadał się lepiej niż poprzedni. Miałam dobry humor i nadzieję, że nic, ani nikt mi go nie popsuję. Moja rozmowa z rodzicami skończyła się dwutygodniowym szlabanem na wieczorne spacery, co mi aktualnie nie robiło wielkiej różnicy i tak nie zamierzałam nigdzie wychodzić.
Zbiegłam po schodach i przejrzałam się w lustrze, wiszącym w korytarzu, po czym ostatecznie postanowiłam związać włosy w koński ogon.
- Gotowe? - spytała mama, a ja pokręciłam przecząco głową. - Miłego dnia! - zachichotała.
To najgłupsza rzecz jaką można powiedzieć dziecku, które idzie do szkoły, gdzie spotka pełno nowych twarzy i nauczycieli. "Bawcie się dobrze" z ust naszego taty, również zdecydowanie nie pasowało.
Chwilę później Olivia ciągnęła mnie do szkolnego autobusu. To był chyba największy minus przeprowadzki. Wcześniej mogłam wstać za pięć i zdążyłam, bo miałam ledwie 200 metrów do szkoły. Teraz muszę się wlec 30 minut autobusem szkolnym.
Miałam ochotę się wycofać, widząc otwierające się automatycznie drzwi. Weszłam do środka i słowo daję - wszyscy zatrzymali się i zaczęli nam przyglądać. Nie tak przez ułamek sekundy, jak wtedy gdy idziesz ulicą. Tak długo i przenikliwie. Czy oni nigdy nie widzieli bliźniaczek? Jeżeli tak ma wyglądać każdy dzień to ja podziękuję. Centrum uwagi nie jest dla mnie. Ja stoję raczej na uboczu, bardzo dalekim i ciemnym, tak myślę.
- Siadaj.
Znów mnie pociągnęła. Swobodnie opadłam na czarne siedzenie. Pozbierałam się i lekko poirytowana poprosiłam siostrę, by mnie więcej nie ciągała, bo nie jestem jej marionetką. Co ona na to? Nieudolnie próbowała łożyć mi jedną słuchawkę do ucha i kazała być cicho. Resztę drogi spędziłyśmy w ciszy przerywanej przez Taylor Swift.
Parking przed szkołą był ogromny, jak również ona sama z zewnątrz. Wewnątrz była jeszcze większa. Na obu ścianach długiego korytarza rozciągały się fioletowo-czarne szafki, które w niektórych miejscach były podpisane przez właścicieli. Masa uczniów przewijała się w każdym kierunku. Jestem pewna, że zgubię się tu nie raz.
- Olivia i Nel Donnel ?
Obróciłyśmy się. Przed nami stała urocza brunetka z lekkim ombre hair, którego koloru nie potrafiłam zdefiniować. Uśmiechała się do nas serdecznie, trzymając w ręku kawałek papieru.
Pokiwałyśmy twierdząco.
- Mam was oprowadzić po szkole. - poprawiła spadające ramiączko jej torby. - Wielu uczniów po prostu się tu gubi... - wzruszyła ramionami.
- Fajnie. - stwierdziła Olivia. - Pokażesz mi, gdzie tu jest pracownia? - spytała po chwili, a jej oczy rozbłysły, kiedy dziewczyna zgodziła się. - Bo słyszałam, że jest naprawdę duża i można w niej znaleźć wszystko, co potrzebne.
Zmroziłam ją spojrzeniem, dając znak by się zamknęła. Potrafi być naprawdę irytująca, jeżeli chodzi o sztukę.
- Jestem Natalie. - podała nam kruchą dłoń.
      Przedstawiłyśmy się, po czym ruszyłyśmy za nią. Pokazała nam każdy kąt szkoły. Poczynając od stołówki, która znajdowała się na pierwszym piętrze, przez laboratorium, boisko, pracownie, na którą wyczekiwała z utęsknieniem moja siostra i toalety.
Wiem, jak dojść do klasy, w której będę mieć pierwszą lekcję - angielski - a to już połowa sukcesu. Na koniec udałyśmy się do dyrektora, który okazał się naprawdę sympatyczny. Wręczył nam kartki dla nauczyciela i życzył samych sukcesów. Ostatnim przystankiem były nasze szafki, gdzie Natalie dawała nam rozeznanie w towarzystwie.
- To Teranee Parker... - wskazała czarnowłosą dziewczynę w słuchawkach. - ona z nikim nie gada. Jest zupełnym przeciwieństwem Freda Gahana, któremu buzia się nie zamyka. Jeżeli jest w waszym pobliżu, nie odzywajcie się i nawet nie patrzcie. - pokiwała przecząco głową z rozszerzonymi oczami.
- A ci? - spytałam, obserwując grupkę uczniów, pewnie kroczących przez sam środek korytarza.
- To nasze gwiazdy. - westchnęła.
Rzuciłam jej pytające spojrzenie.
- Szkolna drużyna koszykówki. - wyjaśniła. - Są lepsi od nas bo dotykają tej okrągłej piłki.
Nie mówiła tego złośliwie, a bynajmniej tak nie zabrzmiało. Ale oni faktycznie tak wyglądali, jak gdyby byli od wszystkich lepsi. Nie mieli mundurków, a normalne ciuchy i fioletowo-czarne bluzy z logo szkoły. Było ich około siedmiu, towarzyszyło im kilka dziewczyn, również bez mundurków. Sprawiedliwość... Dumnie zadzierali głowy. Wiedzieli, że są lepsi, mieli tą świadomość. Poczułam się taka malutka i niepotrzebna. Patrzyli na każdego z góry, mierzyli ich wzrokiem, miałam wrażenie, że segregują nas w myślach.
- Oni są zawsze razem... - kontynuowała Natalie szeptem. 
Przeleciałam wzrokiem po każdym z nich. Tylko jeden uśmiechał się delikatnie, jakby zadowolony z tego, co dzieje się wokół niego. Prawie każdy patrzył na nich. Jedni mieli miny bez wyrazu inni wykazywali uwielbienie, a inni nie kryli się z pogardą. Do tych ostatnich zaliczała się Olivia i ja chyba też. Wyglądali, jakby urwali się z jednej z produkcji filmów Disneya. I to tego nowego, za którym nikt nie przepada.
-Ciekawe, czy siku też robią razem... - rzuciłam, odwracając się, by dokończyć wypakowywanie podręczników. Natalie wybuchła śmiechem, trącając mnie, żeby przybić żółwika. Odgarnęłam włosy, udając gwiazdę, podziękowałam im za wsparcie tak, jakby były moimi fankami. Później już śmiałyśmy się we trzy. Nie mogłam złapać oddechu, podobnie jak reszta.
- Ha! Ha! Ha - usłyszałam za sobą.
Odwróciłyśmy się. Wysoki brunet trzymał się za brzuch, "śmiejąc się". Natalie odchrząknęła, prostując się. Rzuciła nam krótkie spojrzenie, była wystraszona. Ciekawe czy kiedykolwiek wcześniej stałą tak blisko nich, czy mówili kiedyś do niej i czy ma to dla niej znaczenie...
- Co was tak śmieszy? Powiedzcie to pośmiejemy się razem... - syknął przez zęby, odgarniając burzę loków.
Stał na przodzie, reszta całej jego bandy wpatrywała się w nas z kpiącymi uśmieszkami. Czekali na rozwój akcji. Jedynie blondynka ciskała we mnie piorunem. Zaczynałam się zastanawiać, czy to normalna szkoła.
Liv prychnęła.
- Nikt nas nie poinformował, że w tej szkole nie można się śmiać. - powiedziałam, robiąc skwaszoną minę.
- To nasza szkoła. - szepną. - My tu rządzimy i tak pozostanie. - jego głos przepełniony był jadem. - Więc jeśli każę ci powiedzieć z czego się śmiejesz, to to robisz, a jeśli każę ci się zamknąć to też to robisz.
Cofnęłam się. Czy na prawdę śmiech to tutaj było coś zakazanego? Chciałam się obudzić z tego śmiesznego snu. Gwiazdy się znalazły... Czy mama nie mogła wybrać normalnej szkoły?
- Hola, Kędzierzawy! - powiedziała Natalie, odbijając się od szafek.
Sekundę po tym stała przed nim i z uniesioną głową wpatrywała się w niego. Spojrzałam na nią niepewnie. Była wybuchowa.
- Strasznie się spinasz... Masz dziewczynę? - spytała, a on spojrzał na nią jak na idiotkę. Oho, czuję, że to będzie coś nowego. - To przekaż jej, proszę... - zaczęła, strzepując niewidzialny pyłek z jego ramienia. - ... żeby się postarała w nocy bardziej, bo to co dla ciebie robi jest niewystarczające. - zniżyła swój głos do szeptu. Z każdym wypowiedzianym przez nią słowem usta świty chłopaka, moje i Natalie formowały się w coraz większe "o". Zmrużył oczy, przyglądając się każdej z nas.
- Nie wiesz z kim zadarłaś, dziewczynko. - syknął, chwytając jej nadgarstki. Przycisnął ją za nie do szafek na ścianie. Skrzywiła się, wyglądała na zaskoczoną. - Mniej oczy i uszy szeroko otwarte.
- Nie da się mieś szeroko otwartych uszu...- odcięła się, posyłając mu zwycięski uśmiech.
 Byłam w szoku, wiedziałam, że ona potrafi pyskować, ale nie sądziłam, że stać ją na takie coś.
- Harry... - zaczęła blondynka, która kilka minut temu starała się zabić mnie spojrzeniem. - Nie warto. Zostaw...
Puścił ją, po czym się wycofał. Ruszyli dalej korytarzem, ale teraz szli szybciej. Zdałam sobie sprawę, że gapiła się na nas połowa szkoły. Odwróciłam się i szybko zamknęłam szafkę.
- O, kurde... - szepnęła Natalie, przyglądając się nam. - Macie teraz przewalone...  Zadarłyście z szajką Orłów.
- Ma cholernie delikatne ręce, jak Nel. - zaśmiała się, ignorując to, co powiedziała dziewczyna.
Skrzywiłam się, krzyżując ręce na piersiach.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wiele dziewczyn chce dotknąć tych rąk... - powiedziała całkowicie poważnie.
- Głupi ma zawsze szczęście. - stwierdziłam, wybuchając śmiechem ponownie, ale momentalnie spoważniałam, przypominając sobie sytuację sprzed minuty... Każda zamknęła szafkę i ruszyłyśmy długim korytarzem.
Ta szkoła to dżungla, a my miałyśmy okazję poznać pierwsze małpy.
                                                     
                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
    Wystarczą nawet dwa słowa, a dla mnie będzie to znak, że czytacie i jest sens pisać dalej :)
                                                          twitter | ask
                                                                

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 3

Od autorki: Dziękuję za wszystkie komentarze! Bardzo mi pomagają i nie obrażę się, jeżeli będzie ich więcej. :) Motywują i rozdziały pojawiają się szybciej. xx Jeżeli chcecie być informowani o nowych, zostawcie nick w komentarzu. :)
Miłego czytania! ; )

Nel

      Rozłączyłam połączenie do siostry, rozpoznają ulicę, na której się znajdowałam. Miałam kilkanaście nieodebranych połączeń i wiadomości od rodziców. Czekało mnie kazanie, ale wszystko było lepsze od chwil spędzonych w tamtym domu z nim. Nawet nie wiem, jak ma na imię.
Ostrożnie zamknęłam za sobą drzwi, starając się, aby nikt mnie nie usłyszał. Błagałam, by nikt prócz Olivii nie wiedział o moim zniknięciu. Byłyśmy z mamą bardzo blisko, czasami nawet za blisko, ale była zbyt opiekuńcza i nie pozwoliłaby mi na wieczorne spacery, które tak lubiłam.
Przeszłam przez zawsze otwarte drzwi salonu, rozglądając się. Przekroczyłam próg kuchni i zamarłam. Mama siedziała przy stole, przeglądając książkę z przepisami. Nie była za dobrą kucharką, zawsze coś przypaliła bądź rozgotowała. Tata smażył coś na patelni, a Liv siedziała na blacie, kołysząc skrzyżowanymi nogami. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy spojrzenia wszystkich skupiły się na mnie. Mama patrzyła na mnie surowym wzrokiem. Była też... zawiedziona? Momentalnie zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno.
- Nie należą się nam jakiekolwiek wyjaśnienia? - spytała, zakładając nogę na nogę.
Zaschło mi w gardle, bezskutecznie starałam się pozbyć ogromnej guli, która utknęła mi w gardle. Spojrzałam na siostrę, szukając w niej jakiegokolwiek poparcia, ale ona jedynie zacisnęła mocno powieki. Westchnęłam.
- Przepraszam... - szepnęłam, bliska płaczu. Nigdy nie widziałam w oczach mamy tak wielkiego smutku. Była smutna z mojego powodu...
- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo się martwiłam? Nie spałam całą noc! Gdzie ty się podziewałaś!? Po co masz telefon!? Myślałam, że jesteś odpowiedzialna, Nel.
- Jestem odpowiedzialna. - odcięłam się.
- Właśnie widzę. Myślałam, że po tym wszystkim, co przeszłaś, co wszyscy przeszliśmy... - westchnęła ciężko. - Pomyślisz nad tym w swoim pokoju. Masz szlaban do odwołania. - oznajmiła.
To był pierwszy raz, w którym dostałam szlaban. Pierwszy raz od 19 lat, nigdy wcześniej nie usłyszałam z ust mamy słowa "szlaban". Wiedziałam, że sama sobie byłam winna, ale tak na prawdę nic nie zrobiłam. To jego wina. Nie musiałby mnie zabierać do tego cholernego domu, gdyby nie to, że zachciało mu się straszyć przechodzących ludzi w środku nocy.
Spojrzałam błagalnie na tatę, ale ten tylko pokręcił przecząco głową, po czym odwrócił się do kuchenki. Chciałam się wytłumaczyć, ale nie wiedziałam jak. Miałam im tak po prostu powiedzieć, że jakiś nieznajomy chłopak zabrał mnie do swojego domu, bo zemdlałam z przerażenia? To nie jest takie proste, bo mama jest zbyt opiekuńcza i z pewnością chciałaby mnie zaciągnąć do psychologa... Mam już wyrobione zdanie o nich.
Odwróciłam się i pośpiesznie wbiegłam po schodach do pokoju. Pociągnęłam za klamkę, otwierając szeroko drzwi. Wdrapałam się na łóżko, zrzucając z niego wszystkie poduszki. Skopałam kołdrę, wyładowując się na niczemu niewinnych mi rzeczach. Miałam ochotę krzyczeć, śmiać się i płakać jednocześnie. To było żałosne. Ja byłam żałosna. On był żałosny. To była jego wina, to on mnie przeraził i doprowadził do takiego stanu... Przeklęłam go w duchu, po czym przeturlałam się po łóżku.
- Nel Anne Donnel! - usłyszałam przyciszony krzyk siostry. - Gdzie ty byłaś całą noc?! - spytała piskliwym głosem, przez co miałam ochotę uderzyć ją.
Oparłam się na łokciach, skinieniem głowy wskazując, by siadła na łóżku. Jej mogłam powiedzieć wszystko, byłam pewna, że nie będzie chciała mnie zaciągnąć na fotel w gabinecie psychologa.  Zastanawiałam się od czego zacząć, nie byłam pewna, czy wersja bezimiennego była prawdziwa, ale wydawała się wiarygodna. Postanowiłam ją jej opowiedzieć, uwzględniając każdy szczegół. Słuchała mnie z nieodgadnioną miną, chwilami miałam wrażenie, że mi nie wierzy. Nie dziwię się jej.
- Serio powiedział ci, że twoje gardło byłoby zdarte od wrzeszczenia jego imienia? - spytała zszokowana, kiedy skończyłam opowiadać. Spojrzałam na nią, jak na idiotkę. Czy na prawdę, jedyne co wyniosła z mojej historii to właśnie ten moment?! - No co? - potrząsnęła głową, przyglądając mi się.
- Umierałam z przerażenia, prawdopodobnie to były najgorsze chwile mojego nudnego życia, a ty co? Dzięki, siostro. - podkreśliłam ostatnie słowo, po czym opadłam na pościel, czego od razu pożałowałam, przypominając sobie o poduszkach, które teraz leżały na podłodze. Wszytko było przeciwko mnie.
- Wiem, tylko żartuję... Ale wyobraź sobie, że ma na imię Bob i ty byś krzyczała to imię. To niewykonalne. - wybuchła śmiechem. Ona nie potrafiła być poważna ani na moment. - Oh, Bob. - westchnęła z udawaną rozkoszą, czekając na moją reakcję. - Bob! - krzyknęła, przysuwając się do mnie. Za wszelką cenę chciała mnie rozbawić. - Bob, ty brutalu... - ponownie westchnęła i tym razem się jej udało.
Nikt tak nie mówi! Wybuchła niepohamowanym śmiechem, nie przestając naśmiewać się z tego imienia, na co odpowiedziałam jej szturchnięciem. Nie byłam w humorze.Poza tym nie wyglądał mi na Boba, bardziej Sama, bądź Dextera...
- Boisz się środy? - usłyszałam po chwili jej cichy szept. Nie odpowiadałam przez chwilę, zastanawiając się, co takiego miało być w środę. Pierwszy dzień szkoły. Po raz pierwszy będziemy nowe w szkole, nigdy wcześniej nie miałyśmy okazji doświadczyć zmiany szkoły. Może to i lepiej...
Wzruszyłam ramionami.
- Będzie dobrze, będziemy razem.
- Identyczne z wyglądu w takim samym, beznadziejnym mundurku. - zachichotała, odgarniając długie, brązowe włosy.
Tego nie wzięłam pod uwagę. Będziemy wyglądać, jakbyśmy miały po kilka lat, gdy mama specjalnie ubierała nas w te same ciuchy, aby jedna nie zazdrościła drugiej. To było całkiem zabawne, ale teraz wydawało się być raczej irytujące.
- Nie przejmuj się mamą. Przejdzie jej... - wyszeptała, pocierając moje ramiona. - Wiesz, że jest nadopiekuńcza, nie spodziewała się, że Idealna Nel zniknie na całą noc i na dodatek będzie z chłopakiem... - poruszała znacząco brwiami. Rzuciłam jej złowrogie spojrzenie.
- Swoją drogą... Zawsze myślałam, że to ja dostanę szlaban, jako pierwsza...
- Ja też. - zgodziłam się z nią i dostałam za to z jej małej piąstki w ramię.
Syknęłam, rozmasowując bolące miejsce. Musiałam wymyślić idealną historię do wciśnięcia rodzicom. Nie lubiłam kłamać i raczej mi się nie zdarzało, ale to była sytuacja podbramkowa. Sami rozumiecie...
        
                                                   CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
    Wystarczą nawet dwa słowa, a dla mnie będzie to znak, że czytacie i jest sens pisać dalej :)
                                                          twitter | ask