środa, 30 października 2013

Rozdział 21


Od autorki: TAK BARDZO WAS PRZEPRASZAM! Miałam tyle nauki, że nie wyrabiałam i miałam czas jedynie na mobilny twitter...
Dziękuję, że jesteście i mi to pokazujecie. Wyciągacie mnie z dołka kiedy czytam wasze komentarze. Dziękuję. Każde słowo podnosi mnie na duchu, więc nie przestawajcie. :)

Prosiłabym każdego kto przeczytał o komentarz, nawet krótki, by mi dać jakikolwiek znak, że ktoś to czyta. Moglibyście to dla mnie zrobić? Informuję tyle osób...

Nel

- T-to dziwne. - Stwierdziła Natalie, siadając po turecku na moim łóżku.

Odłożyła na bok magazyn, który przeglądała, podczas gdy ja streszczałam jej sytuację z Justinem. Byłyśmy same w domu, chyba, że były z nami duchy, w które wierzyła moja siostra. Gdzie ją wcięło? Tego nie wiedział nikt. Nie odzywałyśmy się do siebie, ani twarzą w twarz, a przez telefon tym bardziej.

- Na twoim miejscu po prostu bym mu powiedziała, że było miło, ale też dziwnie i jeżeli spróbuje jeszcze raz to odgryziesz mu wargę bez wahania.

Spojrzałam na nią rozbawiona, kręcąc głową. Czasem była niemożliwa, ale niewykluczone, że miała trochę racji. To znaczy, nie odgryzłabym mu wargi, to by było chore. Mówienie mu, że mogę to zrobić również, ale coś zrobić musiałam.

- Wiem, że musimy sobie powyjaśniać kilka spraw, ale to zawsze ja zaczynam, a teraz nie zrobiłam nic, z czego mogłabym się tłumaczyć i nawet nie wiem, co mogłabym mu powiedzieć.

- Ja jestem za odgryzieniem wargi, ale możesz też czekać aż skapnie się, że nie przybiegniesz do niego i to on będzie musiał - wzruszyła ramionami. - A teraz lecę.

Podniosła się, strzepując z siebie niewidzialny pyłek.

Moja podświadomość krzyczała, że on wcale nie zamierza nic robić... Właśnie dlatego jej nienawidziłam. Potrafiła dobić leżącego, a my musieliśmy normalnie funkcjonować. Spotykaliśmy się w szkole i na tych chorych lekcjach, które ostatnio i tak olaliśmy i musieliśmy to wszystko nadrobić, albo Parker ukręci nam głowy.

- Nie chcesz zostać na noc? Mogłybyśmy pooglądać wyciskacze łez, nie chcę tego robić sama. - Wypchnęłam dolną wargę, przybierając minę szczeniaczka. Miałam nadzieję, że to ją złamię, postanowiłam zdać się na niewielką ilość uroku osobistego.

Naprawdę chciałam, żeby została i dotrzymała mi towarzystwa. Ale z jej miny mogłam wywnioskować, że moimi jedynymi towarzyszami będą bohaterowie filmów.

- Chciałabym, ale moja mama wyprawia jakąś kolacje dla koleżanek z pracy i mam tam być. - Przewróciła oczami, obwiązując wokół szyi swoją niebieską chustkę.

Z każdym dniem było coraz zimniej, a powietrze coraz bardziej przypominało to mroźne, zimowe. Bez kurtki lub grubego swetra na zewnątrz nie dało się wyjść.

Odprowadziłam Natalie do drzwi, zamykając je na klucz zaraz po jej wyjściu. Zamierzałam przeczytać ponownie moje notatki do szkoły, po czym przywdziać depresyjną, różową pidżamę i skończyć na kanapie, pod ciepłym kocem.


Justin

     Wyskoczyłem z samochodu, stając przed wysokim blokiem mieszkalnym. Podbiegłem do drzwi klatki, przyciskając odpowiedni przycisk. Musiałem uzbroić się w cierpliwość, bo Tear była wyjątkowo leniwa. Przeskakiwałem z nogi na nogę, kiedy drzwi kliknęły, po czym uchyliły się delikatnie. Wbiegłem na parter, łapiąc windę, zanim zamknęła się z charakterystycznym dźwiękiem. Kilkadziesiąt sekund stałem sztywno na nogach, słuchając durnej melodii, więc gdy drzwi windy się rozchyliły, wyszedłem z niej, czym prędzej kierując się pod drzwi z numerem 214.

Drzwi jak zwykle otworzyła Tear. Czasem się zastanawiałem, czy nie jest w tym mieszkaniu lokajem. Nigdy nie otworzyła mi jej mama, bądź tata. Raz otworzył mi jej młodszy brat, ale ona krzyczała z drugiego końca mieszkania, by to zrobił, więc tak jakby był do tego zmuszony.

Uniosła wysoko brwi, opierając się biodrem o framugę drzwi. Jej mina mówiła, „co ty tutaj robisz" i mogłem się domyśleć, że to właśnie myślała. Nie często wpadałem z wizytą, ostatnio rzadziej się widywaliśmy, nie licząc wspólnych lunchów na stołówce.

Później jedyne, co widziałem to zamazany obraz jej czoła, kiedy przycisnąłem usta do jej.

- Są twoi rodzice? - Wyszeptałem, wciągając powietrze, by uregulować oddech.

Pokręciła przecząco głową, a jej krótkie włosy przesłoniły na moment jej twarz. Była lekko zdziwiona, na co zaśmiałem się cicho, podciągając jej ręce nad głowę. Przytrzymałem je delikatnie właśnie tam, dociskając ją do ściany, o którą oparła ciało. Przeniosłem pocałunki na jej szyję, uśmiechając się do siebie. Podobało mi się to, co działo się z jej ciałem, kiedy byłem przy niej i dotykałem ją w taki sposób.

- Co się stało? - Spytała, przebiegając dłońmi po moich ramionach, by ściągnąć moją kurtkę.

Zignorowałem ją, zbyt dużo musiałbym opowiadać, a to nie był temat, na który z ochotą mogłaby ze mną rozmawiać. Wiedziałem to, więc się nie żaliłem, ani nie chwaliłem. Wolałem tłumić wszystko w sobie.

Przenieśliśmy się z moją małą pomocą, jaką było delikatnie pchanie jej w stronę kanapy w małym saloniku, opadając na nią, przez co niemile zaskrzypiała. Zawisłem nad nią, całując jej usta po raz kolejny w przeciągu kilku minut. Moja prawa ręka ręka masowała jej biodro, podczas gdy lewą podtrzymywałem się, wciskając pięść w sofę. Przestałem dotykać jej ciepłego ciała, starając się pozbyć dolnych części naszej garderoby. Tak naprawdę tylko one były zbędne. W momencie, w którym chciałem rozpiąć pasek spodni, telefon w mojej kieszeni zaczął dzwonić, wibrując przy tym nieznośnie. Wyciągnąłem go szybko, na co Tear się naburmuszyła.

- Chcesz teraz odebrać to pieprzone połączenie? - Syknęła, patrząc na mnie z niedowierzaniem wymalowanym na swojej zaokrąglonej twarzy.

Nie miałem czasu na jej złośliwości, zawsze odbierałem telefon. Żyłem w przekonaniu, że ten, którego nie odbiorę może być czyimś ostatnim, choć doskonale wiedziałem jak dziwne to jest.

Przejechałem palcem po ekranie, ale było już za późno. Po drugiej stronie nie usłyszałem nic, prócz głuchej ciszy. Spojrzałem zdziwiony na wyświetlacz, a sekundę później pojawił się na nim komunikat o nowej wiadomości. Ktoś ma niezły refleks. Otworzyłem ją, po czym się skrzywiłem, czytając.

Od: Nieznany

Treść: Main Street 376. Zacznij mówić, a możesz wszystko naprawić. Teraz.

Poczułem się dziwnie i taka prawdopodobnie była moja mina, bo blondynka próbowała zobaczyć wiadomość. Niewiele rozumiałem. Początek to najprawdopodobniej mogła być nazwa ulicy i numer domu, ale dalej... Przypomnij sobie, co udało ci się ostatnio spieprzyć. Moja podświadomość reagowała szybciej niż cokolwiek innego. To też zrobiłem. Niemal od razu zaświeciło mi się zielone światło, oznajmiające, że dobrze myślałem, kiedy przypomniałem sobie o Nel.

Spojrzałem na Tear, w lekkim szoku po wiadomości rodem ze słabego kryminału.

- Muszę lecieć. - Poderwałem się, poprawiając pasek.

- Co? Zostawisz mnie tu, teraz?

Była tak zszokowana, że aż jej ton głosu zamienił się w piskliwy. Podniosła się i oparła na łokciach, poprawiając bluzkę.

- Przepraszam, ale masz jeszcze rączki. - Odpowiedziałem, wkładając na siebie kurtkę.

- Idź do diabła, tylko zamknij drzwi.

Posłałem jej buziaka, na co wystawiła mi swój przewspaniały, długi, środkowy palec, opadając miękko na sofę.

- Popapraniec. - Zamruczała do siebie, kiedy zamykałem za sobą drzwi.

Zbiegłem po schodach, omijając co drugi schodek, darując sobie czekanie na cholerną windę. Nie miałem pojęcia, co miałem zrobić, byłoby niezręcznie, gdyby to okazało się zupełnie coś innego niż myślę i przywitał mnie kto inny, niż ona. Wizja przypominania sobie popełnionych błędów przed drzwiami kogoś, kogo widzę po raz pierwszy, czy drugi była przytłaczająca. Postanowiłem nie myśleć o tym, dobrze się składało, bo miałem więcej niż kilka spraw do przemyślenia. Robiło się ciekawie.

Nel


      Siedziałam na sofie, przykryta toną koców totalnie wstrząśnięta i zniesmaczona. Główny bohater tego cholernego filmu całował jakąś niską brunetkę z włosami po pas, zdradzając moją ulubioną Sam. Naprawdę go nie rozumiałam. Sam miała piersi i talie, za które mogłabym oddać połowę mojej szafy, a jej miedziane włosy były lśniące i mogę się założyć, że również pachnące. Ona była idealna, a on zdradzał ją z tą Mią z wielkim kufrem. Beyonce to ona nie była..

Moja wewnętrzna romantyczka również poczuła się urażona. Skrzyżowałam ręce na piersiach, ciskając w brunetkę na ekranie telewizora piorunami, ale sekundy później zadzwonił dzwonek do drzwi. Miałam cichą nadzieję, że to Oliwia, nie rodzice. Mogłabym z nią porozmawiać w spokoju, bez ich pytań.

Miałam ochotę wrzasnąć na całe gardło, że idę, bo ktoś nieustannie dzwonił, jak gdyby wsadził patyk w dzwonek. I właśnie wtedy poprosiłam w myślach by to nie było prawdą. Jeżeli ktoś by zrobił sobie głupi żart, musiałabym sama to naprawić. Na boso, w środku chorobliwie zimnej jesieni.

Ale to nie był żart. To był Justin, który wpatrywał się we mnie odrobinę zszokowany, ale z ulgą, jakby ktoś zabrał coś ciężkiego z jego barków.

- Och.

Tylko na tyle było mnie stać. Przygryzłam wargę, zażenowana. Oto ja, Nel Donnel stałam przed Justinem Bieberem w różowej piżamie, zróżowionych policzkach i warkoczu, z którego połowa włosów wyślizgnęła się od intensywnego kręcenia głową i gestykulacji, kiedy doradzałam głównym bohaterom filmu jak wszystko rozwiązać.

- Przyszedłem porozmawiać.

To nie było stwierdzenie, on się mnie pytał.

- Nie wiem. - Odpowiedziałam na jego nieudane chyba-pytanie-a-może-stwierdzenie, marszcząc brwi.

- A mogę wejść do środka, czy...? - Pokręcił głową, rozkładając ręce.

- Nie wiem. - Szepnęłam. - To znaczy, nie. Cholera. Nie, że nie. W sensie, tak. Możesz. - Westchnęłam, kiedy udało mi się wyjaśnić trudną strategie mojego mózgu, który chyba skurczył się pod wpływem oglądania telewizji.

Otworzyłam przed nim szeroko drzwi, by wszedł. Schowałam twarz w dłoniach, totalnie zażenowana całą tą sytuacją. Ogarnij się, sieroto. Wciągnęłam ze świstem powietrze, po czym odwróciłam się i ruszyłam do salonu, ale wpadłam na Justina, który gapił się na mnie. Teraz chciałam się zapaść pod ziemię i nigdy nie wyjść, widział to wszystko. Czy mogę mieć więcej pecha? Nie, nie chcę wiedzieć.

- Chcesz herbatę? - Spytałam, patrząc na niego zdenerwowana samą jego obecnością. Pokręcił przecząco głową. - Kawę? - Znów to samo. - Okej, chcesz kakao, mogłam się domyśleć. Też wolę kakao.

Ruszyłam do kuchni, unikając jego zdziwionego i palącego spojrzenia. Szedł za mną. O, nie. Mogłeś sobie tam poczekać, chłopcze...

Nalałam do garnuszka mleko, wyciągając dwa kubki i kakao z króliczkiem.

- Lubię kakao. - przerwałam ciszę, która była cholernie niezręczna, zbyt niezręczna. - Nie lubię mleka, ale w kakao jest pyszne. Lubisz kakao? Nie trzeba go słodzić i...

- Nel, spokojnie. To tylko ja. Nie rozmawiasz z Obamą, jestem Justin, pamiętasz?

O, czekaj. To tak wiele zmienia! Nie całowałam się z Obamą w schowku z jakiegoś durnego powodu i to pewnie, dlatego mnie nie odwiedził. Mimo wszystko byłam mu odrobinę wdzięczna za przerwanie mojego idiotycznie kretyńskiego monologu. Gdy jestem zdenerwowana po prostu paplam głupoty. Prawdopodobnie nadużyłam nazwę napoju, zadając mu pytania i nie czekając nawet na odpowiedź.

Cicho błagałam, by zaczął mówić i bym ja nie musiała tego robić. Pierwszy raz byłam tak spięta w jego towarzystwie i ani trochę mi to nie odpowiadało.

- Możesz przestać wsypywać to kakao? Powinno się dawać 8 łyżeczek, a tobie się prawie wysypuje z kubka...

Najnormalniej w świecie podszedł do mnie, po czym przesunął mnie jak najdalej od kuchenki, wyłączając gaz i odsuwając kubki, a potem po prostu podniósł i sztywno posadził mnie na blacie, przez co moja twarz coraz bardziej przypominała kolorem buraka. Odsunął się i oparł o stół, po czym wlepił we mnie intensywne spojrzenie, a ja poczułam się mała i bezbronna, więc ani drgnęłam.

- To był impuls, po prostu nie miałem pojęcia jak cię zatrzymać i co zrobić byś przestała zawsze robić mi na złość. - powiedział szybko.

- Nie robię ci na złość. Sam sobie robisz, bo chcesz mnie kontrolować, ale to nie upoważnia cię do skradania pocałunków w schowku na szczotki. Nie żeby w innym, publicznym miejscu było inaczej. - skrzywiłam się, a on sapnął, na co uniosłam brwi.

- Wiesz, miałem nadzieję, że na mnie nawrzeszczysz i nigdzie nie pójdziesz, ale w tobie obudził się buntownik. - Przewrócił teatralnie oczami.

Napięcie trochę opadło, a moje ręce nie trzęsły się jak galaretka wyciągnięta z plastiku na talerzyk. Byłam wdzięczna części mózgu odpowiadającej za to.

- Po prostu o tym zapomnijmy, zachowujmy się tak jakby to się nigdy nie wydarzyło. - zaproponowałam, zeskakując z blatu.

- Myślisz, że to się uda?

- Spróbować nie zaszkodzi. - Wróciłam do robienia kakao. - Jeżeli tego nie zrobimy, to się nie dowiemy... - Dodałam, nie patrząc już na niego.

Naprawdę miałam ochotę je wypić, ale Justin znów mnie przesunął, przez co miałam ochotę go szturchnąć, ale się opanowałam. Zabrał się za to sam, przesypując z pełnego kubka do drugiego. Przyznaję, drobinę przesadziłam. Uśmiechnął się do mnie kpiąco, patrząc na oba kubki. Niech nie przesadza, może wolałam słodziutkie! Przejęłam inicjatywę, przenosząc się do salonu, na kanapę. Bez zwracania uwagi na Justina przewinęłam film do momentu, w którym mi przerwał, ale nie oglądało się go tak samo.

                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Wystarczy kilka słów, a dla mnie będzie to znak, że czytacie. Będzie mi bardzo miło, jeżeli każdy kto przeczyta, napisze kilka słów na temat tego, co o tym sądzi. Możecie to dla mnie zrobić? :)
                                                           twitter | ask

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 20


Od autorki: Liczba komentarzy drastycznie spada i jest mi przykro. Nie wiem, może to opowiadanie jest beznadziejnie nudne, albo powoli się rozkręca, ale cóż tak jest.
Prosiłabyk każdego kto przeczytał o komentarz, nawet krótki, by mi dać jakikolwiek znak, że ktoś to czyta. Moglibyście to dla mnie zrobić? Informuję tyle osób...

Mogę wam tylko powiedzieć, że robi się ciekawiej i jeżeli ktoś tu jeszcze został to gratuluję i mam nadzieję, że go nie zawiodę. :)

Nel

     Zatrzasnęłam za sobą drzwi pokoju, natychmiastowo wpadając na łóżko i skopując z niego pościel. Pożałowałam tego, kiedy ułożyłam się idealnie by móc wypłakać się w poduszkę, ale jej tam nie było. Miałam wyjątkowego pecha. Miałam ochotę płakać jak nigdy wcześniej. To wszystko mnie przerastało, a wizja tego, że Olivia mi nie ufała uderzyła we mnie jak tona cegieł. Jedna z niewielu osób, której ufałam, nie ufała mi. Miałam w nosie to czy robiła to dla zgrywy, czy dlatego, że ją zdenerwowałam. Nie powinno jej to nawet przelecieć przez myśl.

- Nel, porozmawiaj ze mną. Mam lody...

Wszyscy tylko nie moja mama. Zacisnęłam powieki, mając nadzieję, że tylko mi się zdawało i nic takiego nie usłyszałam zza drzwi, ale straciłam nadzieję, gdy przekroczyła próg i pojawiła się w pokoju. To nie tak, że miałam coś do mojej mamy, nie. Ona była po prostu odrobinę nadopiekuńcza i czasem dziecinna w stosunku do mnie. Tak jakbym wcale nie miała 19 lat i nie mogła robić, co tylko mi się podobało.

Podniosła z podłogi porozrzucane poduszki i ułożyła je bez słowa z powrotem na łóżku. Podniosłam się do pozycji siedzącej, podciągając nogi pod brodę, dałam tym samym miejsce mamie, by mogła sobie obok mnie usiąść.

- Więc, co się dzieje? Nie mów, że nic, bo Liv siedzi w pokoju i niemal przeciera płótno pędzelkiem.

Uniosła wysoko brwi, podając mi zielone pudełko lodów. Spojrzałam na nie, po czym wymieniłam je na jej waniliowe. Nie przepadałam na pistacją. Zaśmiała się cicho, dając mi łyżeczkę.

- Po prostu jestem beznadziejna. - Skrzywiłam się. - I psuję wszystko, a potem nie umiem naprawić.

- Chodzi o tego chłopaka, czekaj jak on... Justina, tak?

Spojrzałam na nią przerażona. Nigdy nic jej o nim nie wspominałam, nie rozmawiałam z nikim na jego temat, ani nawet nie wypowiadałam jego imienia w naszym domu. Moja mama zaczęła pracować dla FBI?

- Nie. - Włożyłam do buzi dużą porcję lodów, starając się nie musieć mówić za wiele.

- Jasne, córcia.

Powtórzyła to, co zrobiłam ja. Naśladowała mnie, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy serio tak wyglądałam. Jeżeli tak, już nigdy nie zjem lodów w miejscu publicznym.

- To znaczy tak, może trochę. - Rzuciła mi pytające spojrzenie. - Lubię go, ale mnie denerwuje i jest dziwny. Po prostu czasem mam ochotę go przytulić, a potem coś się dzieje i chcę go udusić przy świadkach, żeby mnie mogli zamknąć w więzieniu i odizolować od niego, chociaż wiem, że będę tęsknić.

- To normalne. Macie po 19 lat, hormony wam buzują, a dodatkowo czasy w których żyjemy wam nie sprzyjają. Jak ja byłam w twoim wieku to, żeby przeprosić musieliśmy się spotkać, a nie włączyć telefon, czy komputer. A uwierz, że zdarzało nam się często. Raz zabrałam was zdenerwowana na całe popołudnie, bo tata stwierdził, że śniadanie było mdłe. Ale musiałam potem wrócić do domu, nie mogłam spać na ulicy. Więc wróciłam i przeprosiłam. I wiesz, co? - szturchnęła mnie łokciem w bok, unosząc brwi. - Od tamtej pory to tata robi śniadanie. Musisz iść i z nim porozmawiać, jeżeli go lubisz lub ignorować i nie odzywać się, a da sobie spokój.

Zaśmiała się, pocierając moje kolano. Zawsze się zastanawiałam, co czuła, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. Ja nie wyobrażałam sobie dziecka w moim wieku, a oni, gdy mieli tyle lat co ja uczyli mnie i Olivię chodzić...

- Ale to nie tak, my się po prostu przyjaźnimy, jeżeli można tak to nazwać. Nie jestem taką dziewczyną, z którymi się spotyka, rozumiesz?

Pochyliła się by wybrać resztkę lodów z mojego pudełeczka. Czasem jest gorsza niż dziecko i zapomina, że jest moją mamą, a nie koleżanką. Oddałam jej resztę, kręcąc głową z dezaprobatą.

- To, że przebiera w dziewczynach nie jest tylko wadą. Może po prostu szuka i nie umie znaleźć? Skoro się przyjaźnicie to nie skreślajcie się nawzajem z powodu jakiejś błahostki.

Uśmiechnęła się do mnie, więc to odwzajemniłam, naciągając na siebie kołdrę. Rozłożyłam się wygodnie, dając mamie do zrozumienia, że może mnie zostawić, bo to był koniec rozmowy. Wyszeptałam ciche "dziękuję”, kiedy wychodziła. Wiedziałam, że rano będę żałować, wstając godzinę wcześniej by wziąć prysznic, ale nie chciało mi się tego robić wtedy. Było mi zbyt wygodnie.

     
       Siedziałam na murku, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca, zima zbliżała się z każdym dniem coraz bardziej. Ludzie przechodzili obok mnie, nie zwracając nawet na mnie uwagi, a ja mogłam po prostu siedzieć, unikając niektórych. Długo to nie potrwało, bo chwilę później ktoś zasłonił dostęp światła, więc otworzyłam oczy i ujrzałam Justina Biebera we własnej osobie.

- Przyszedłem porozmawiać, więc zaszczyć mnie swoją obecnością i chodź. - Wyciągnął do mnie rękę, ale zignorowałam go, zeskakując z murku.

- Prowadź.

Przeszliśmy połowę szkoły, nie odzywając się do siebie ani słowem. Nie miałam pojęcia, co chciałabym mu powiedzieć i czy w ogóle chciałam z nim o tym rozmawiać. Okej, chciałam. Nawet bardzo, bo to by zabrało jakąś część moich myśli, ale nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Na szczęście to on chciał "porozmawiać”, więc liczyłam na potok słów z jego strony. Moje tchórzostwo dawało się we znaki, ale on nie miał o tym pojęcia.

Odwróciłam się i spojrzałam na niego jak na idiotę, kiedy stanęliśmy przy drzwiach z numerem 094.

- Schowek. - Zauważyłam. - Serio?

Nie słuchał mnie, zamiast tego majstrował przy zamku, a po chwili otworzył przede mną drzwi. To było jak scena z jakiegoś dziwnego filmu. Zajrzałam do środka, nachylając się. Musiałam sprawdzić czy nie ma tam naszego dozorcy. Justin pchnął mnie, przez co wylądowałam w środku małego pomieszczenia. Śmierdziało tam kurzem i środkami czystości. Słabe połączenie.

- Rozmawiałem z Harrym. Miałaś prawo zareagować tak jak zareagowałaś, ale to też mój przyjaciel, więc nie musiałaś wywlekać tego, co ci powiedziałem w dzień imprezy u Deana. - Skrzywił się.

Zwalczyłam chęć przewrócenia oczami, skoro sam się do tego przyznał to co mu to przeszkadzało? Zwłaszcza, że to była prawda.

- Miałem nadzieję, że się na mnie zdenerwujesz i nawrzeszczysz o to, że nie przychodzę na to gówno z fizyki, ale ty mnie olewałaś. - Skrzyżował ręce na piersi.

- Dziwisz mi się? Nie mam pojęcia czego ty ode mnie chcesz. Jestem jakimś wybrykiem, a ty się ze mną zadajesz i co ja sobie mogłam pomyśleć, tylko...

- Tylko, że chciałem żebyś wskoczyła mi do łóżka? - Prychnął, przerywając mi, a ja pokiwałam twierdząco głową, rumieniąc się na jego bezpośredniość. - To mnie posłuchaj. To nie jest moim zamiarem, planem ani żadnym takim gównem. Po prostu jestem miły, bo doceniam to, że nie obchodzi cię praktycznie nic i lubię fakt, że żyjesz w swoim świecie, więc po prostu uspokój swoje brudne myśli na mój temat i będzie w porządku.

Uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło, pokazując mu, że niektórych rzeczy nie musiał wcale mówić. Nie mogłam uwierzyć, że był zarozumiały nawet w takiej sytuacji. Atmosfera rozluźniła się odrobinę i kiedy już miałam poprosić go o to by nie naskakiwał na mnie za każdym razem, gdy zrobię coś, co nie jest po jego myśli, on wypalił:

- I nie spotykaj się z Austinem, on jest dziwny i może ci się coś stać.

Chwyciłam się gwałtownie pod boki, przez co odsunął się o mały krok, odrobinę zaskoczony. Po prostu go ocenił, prawdopodobnie nie zamieniając z nim nigdy ani jednego słowa. To było niegrzeczne, nie ocenia się książki po okładce.
Przypomnij sobie, co pomyślałaś o Justinie za pierwszym razem...
Nienawidziłam tego irytującego głosiku, który robił za moje sumienie za każdym razem. Sytuacja z Justinem była zupełnie inna. Przypuszczałam, że on nie obudził się w domu Austina z bólem głowy...

- Nie jest dziwny, nie mniej niż ty. Uważasz, że jest dziwny, bo...?

- Ludzie gadają, że on i jego siost...

- Wiesz, co ludzie mówili o tobie? - Syknęłam. - A jednak stoję tu i rozmawiam z tobą. I z nim też będę rozmawiać i właściwie to już powinnam wychodzić, bo się spóźnię na spotkanie z tym "dziwakiem"! - Zrobiłam w powietrzu cudzysłów, krzywiąc się.

Kolory z twarzy Justina odpłynęły, ale po chili wróciły i zacisnął mocno szczękę, zamykając przy tym oczy. Zastanawiałam się, czy liczy w myślach do dziesięciu, to podobno pomaga. Złapał mnie na przyglądaniu się mu, kiedy uniósł swoje powieki, ukazując wspaniałe może karmelu.

- Nie możesz z nim iść, zrozum. - Westchnął głośno.

Ugiął nogi w kolanach, przez co na kilka sekund był tego samego wzrostu, co ja. Patrzył na mnie,  właściwie mierzył spojrzeniem, poczynając od twarzy, a na stopach kończąc.

- Dlaczego nie? - Zabrzmiałam bardziej prowokująco niż myślałam.

Przysunęłam się do niego, a w moich oczach tańczyły iskierki gniewu. Zmrużyłam je, ale kilka sekund później mimowolnie i samodzielnie się rozszerzyły do granic możliwości. Zanim się zorientowałam, w jakiej sytuacji się znalazłam, jego ręce przyciągnęły moje biodra do jego, po czym zwinnie powędrowały do mojej szyi, pod włosy. Kciuk jego prawej ręki wyznaczał kręgi na moim zaróżowionym policzku, podczas gdy jego usta musnęły delikatnie moje. Wszystko działo się zbyt szybko. Moje powieki opadły, jak gdyby ktoś przywiązał mi do nich coś ciężkiego. Rozlewające się ciepło w moim brzuchu sprawiało, że moja skóra zdawała się płonąć. Moje ręce bezwiednie spoczywały po obu stronach ciała, nie mogłam ich nawet podnieść, by go zatrzymać. Moja torba wysunęła mi się z dłoni, lądując delikatnie na podłodze. Miałam wrażenie, że jedynymi narządami, które były w ruchu w tamtej chwili było moje walące jak młot serce i współgrające z Justinem usta. Cofnęliśmy się delikatnie, a moje nogi natrafiły na coś twardego, co wylądowało na podłodze, sprawiając, że momentalnie odepchnęłam go od siebie. Nie patrzyłam na niego, nie chciałam na niego patrzeć. O wiele ciekawsza była dla mnie miotła, która upadła z hukiem, kiedy się poruszyliśmy.

- Nel...

Chwyciłam moją torbę i wyminęłam go, ale on chwycił mój nadgarstek i obrócił do siebie.

- Chciałeś mnie tym zatrzymać? Więc obserwuj jak wychodzę, bo ci się nie udało.

Szarpnęłam swoją rękę, wyrywając ją z jego uścisku. Patrzył na mnie zszokowany. Nie mam pojęcia czym. Tym, że mnie pocałował, czy tym, że i tak zamierzałam wyjść z Austinem? Dlaczego upierał się przy swoim, mając na uwadze to, co mówią ludzie? To głupie, nie ocenia się książki po okładce i on to powinien wiedzieć, biorąc pod uwagę choćby fakt, że na podręcznikach są sami szczęśliwi uczniowie, a w środku czeka na nich smutna niespodzianka.


Justin

     Wyszła. Najnormalniej w świecie opuściła schowek na szczotki naszego szkolnego woźnego, zostawiając mnie w lekkim szoku. Nie wiedziałem jak do tego doszło. Nie miałem pojęcia, kiedy mojemu małemu wewnętrznemu bogowi zachciało się pocałować Nel. Nie zdążyłem nawet tego zarejestrować, a moje usta wylądowały na jej.

Wybiegłem ze schowka, ignorując idiotyczne spojrzenia obecnych korytarzu. Byłem niemal pewny, że zaglądną tam by sprawdzić, czy nie paliłem tam czegoś.  Zbiegłem po schodach, wymijając plotkary. Miałem nadzieję, że złapię ją na dolnym korytarzu, bądź przy wyjściu, ale kiedy tam dotarłem, było już za późno. Nel wsiadła do samochodu Austina i przywitała się z nim, kiedy stanąłem przy oszklonych drzwiach szkoły.

- Czy to była moja siostra?

Odwróciłem się. Olivia stała z otwartą buzią i rozłożonymi rękami. Przytaknąłem jej, nie miałem ochoty się odzywać. Byłem zdenerwowany i spięty przez to wszystko. Nic nie wyszło dobrze, a nie chciałem dodatkowo nawrzeszczeć na nią, bo nic mi nie zrobiła, a nawet mogła pomóc. Wiedziałem, że potrafię być nerwowy, ale potrafiłem też sobie z tym radzić.

Wyminąłem Olivię szepczącą o tym, że urwie głowę swojej siostrze, kierując się do wyjścia ze szkoły. Musiałem zadzwonić.

Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon, po czym wybierałem numer Erica. Nie musiałem długo czekać, bo odebrał po dwóch sygnałach.

- Za 40 minut będę na 10th Street, przygotuj wszystko. - Poleciłem, wracając z powrotem do szkoły by włożyć do szafki książki.

- Nie powinieneś być w szkole? Sam?

Przewróciłem oczami. Miał 17 lat i szkoła dla niego była czymś, co miał w głębokim poważaniu, więc mną nie powinien się przejmować ani trochę, ale to był Eric. On myślał o wszystkich i wszystkim. Był mózgiem każdej operacji.

- Zrywam się. Będę tylko ja. Po prostu muszę rozładować napięcie. Sprawdź czy wszystko jest sprawne, chcę żyć.

Zaśmiał się cicho, a sekundę później rozbrzmiał brzdęk klucza. Mogłem się domyślić, że jest w warsztacie Clarka, w którym na wakacjach i ja pracowałem. Nie było wiele do robienia, ale jednak coś.
- A co z dziewczyną?

Skrzywiłem się. Skąd on wiedział o Nel i co o niej wiedział? Zaczynałem się zastanawiać czy to normalne i w porządku, że ludzie, z którymi nie rozmawiałem od ostatniego dnia wakacji prawdopodobnie wiedzą więcej niż moi przyjaciele. Cóż, Harry raczej nie chciał rozmawiać ze mną o niej czy kimkolwiek z Nel związanym. Nie miałem też pewności, że Ericowi chodziło właśnie o nią...

- Ta brunetka, która ma fajny tyłek i masz z nią lekcje fizyki. - To było bardziej pytanie niż stwierdzenie. - Myślałem, że to ona teraz likwiduje całe napięcie.

Mogłem sobie wyobrazić, że się uśmiecha.

- Nie ma, do cholery, żadnej brunetki i zabraniam ci tak o niej mówić i myśleć.

Zacisnąłem szczękę, wychodząc przed szkołę. Nie czułem się dobrze z myślą o tym, że ludzie odbierają ją, jako moją zabawkę tylko, dlatego, że spędza ze mną czas, który zwykle musi mi poświęcić.

- Czy ty się słyszysz?

- Nieważne. - Mruknąłem, otwierając samochód. - Po prostu współpracuj.

                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Wystarczy kilka słów, a dla mnie będzie to znak, że czytacie. Będzie mi bardzo miło, jeżeli każdy kto przeczyta, napisze kilka słów na temat tego, co o tym sądzi. Możecie to dla mnie zrobić? :)
                                                           twitter | ask

piątek, 4 października 2013

Rozdział 19

Od autorki:  Przepraszam, że zawodzę was kolejny raz. Wybaczcie mi i bądźcie cierpliwi. :(
Dziękuję za bardzo motywujące komentarze! :)
Przepraszam za błędy.

Enjoy! :)

Justin


    Miałem wszystkiego i wszystkich serdecznie dość. Kilka tygodni temu moje życie było o wiele łatwiejsze, mogłem sobie robić, co chciałem i z kim tylko chciałem nie patrząc na nikogo. Co prawda teraz też mogłem, ale coś w środku mnie powstrzymywało. Raczej ktoś. Większość swojego czasu spędzałem z Nel, ale ona zachowywała się jakby miała okres. Nie rozmawialiśmy ze sobą od 4 dni, odkąd z impetem otworzyła drzwi korytarza prowadzącego na szkolne podwórko i zniknęła za nimi. Miałem nadzieję, że odezwie się, lub napisze choć sms, kiedy nie przyszedłem na ani jedną "lekcję" z nią. Myślałem, że mnie ochrzani, ale ona po prostu się nie odzywała, jak również omijała szerokim łukiem na korytarzu szkolnym. Nie zamierzałem iść do niej jako pierwszy. Co takiego niby zrobiłem? Chciałem, żeby mi wytłumaczyła, dlaczego rzuciła się na Harryego, skopała i ochrzaniła. Chciałem po prostu wiedzieć. To aż tyle? Nie moja wina, że zaczęła snuć domysły i wszystko poszło w jakimś powalonym kierunku.

- Kiepskie uczucie, kiedy to ty o niej myślisz cały czas, a nie tak jak planowałeś i chciałeś, ona o tobie, nie?

Obróciłem się w stronę Angelo, który kończył pić swoją wodę mineralną i rzuciłem mu spojrzenie, które mogłoby zabić, na co uśmiechnął się głupkowato. On mnie potrafił zirytować najbardziej ze wszystkich osób w szkole. Czasami myślałem, że czyta ludziom w myślach, był w tym naprawdę dobry. Mógłby to robić za pieniądze.

- Kiepskie uczucie, kiedy ci przyłożę w twarz, jeżeli zaraz nie zamilkniesz, nie?

Uniosłem wysoko brwi, czekając na jego ruch, ale on tylko zaczął się cicho śmiać.

- Spytaj Stylesa, on nawet wie, jak to dostać od baby.

- Ale się uśmiałem! - Usłyszałem z drugiego końca stolika. - Młody ma racje, zobaczysz, że z tego będzie jeszcze gówno. - Wytknął we mnie swój długi palec.

Przewróciłem oczami. Wujek dobra rada się znalazł, podczas gdy doskonale wiedziałem, czego chcę i na czym stoję. Co prawda mój plan drobinę się w ostatnim czasie zniekształcił i trochę się pozmieniało, ale co miałem zrobić?

- Kiedyś to wasze "gówno" uderzy w was jak Donnel w Stylesa. Niespodziewanie, szybko i boleśnie. Wspomnicie moje słowa.

To był cud, że Harryego nie ponosiło i nie chciał nam robić krzywdy, biorąc pod uwagę, że wspominaliśmy o tym praktycznie co chwilę.

Uśmiechnął się do nas nienaturalnie szeroko, odzwierciedlając moje uczucie kpiny na słowa Andreasa. Skoro miało boleć to, po co się w to pchać i dlaczego siedzi w tym tak długo z Ariel? Tego nie wie nikt, ale on ma na jej punkcie obsesję i w sumie wzajemnie. To zastanawiające. Spędzają ze sobą większość czasu i nie nudzą się sobą. Jest też druga opcja, dobrze udają.

- Nadchodzą kłopoty. - Stwierdził Greg, a ja momentalnie podniosłem głowę znad telefonu.

Zastanawiałem się czy nie zadzwonić do Nel i nie spróbować porozmawiać, ale to nie miało sensu, bo nie wiedziałem, co jej powiedzieć, a dodatkowo siedziała na ławce kilka metrów od naszej, patrząc na boisko o koszykówki, podczas gdy Olivia szła w naszą stronę. Ciekawe czy gdybyśmy zaczęli grać to też by patrzyła, czy też specjalnie odwróciła wzrok. Nie powinienem o tym myśleć, co mnie to obchodzi? Bardziej powinien mnie obchodzić Austin Grand, który sprawnie przysiadł się do niej. Wiązała się z nim dziwna historia. Widziano go kilka razy z jego cioteczną siostrą w dość dwuznacznej sytuacji. Podobno chciał więcej, niż mogła mu dać i dlatego zniknęła bez śladu. Chodzą plotki, że pomógł jej zniknąć, ale ile w tym prawdy? Harry twierdzi, że po prostu wyjechała, ale jego zawsze obecny scyzoryk i wygląd niebezpiecznego chłopca do końca nie przekonywał nikogo w tym mieście.

- Przyszłam pogadać. - Głos Donnel wyrwał mnie z zamyślenia. - Z tobą Marsden. Ale nie tu, bo mogę komuś coś zrobić.

Olivia patrzyła na Harryego z kpiną i złością wymalowaną na twarzy, on natomiast totalnie ją olewał.

 Olivia

- Przyszłam pogadać. - Oznajmiłam wszystkim znudzonym tonem, kiedy brunet, którego imienia nie znałam, spojrzał na mnie odrobinę przestraszony.- Z tobą Marsden. Ale nie tu, bo mogę komuś coś zrobić.

Chłopak podniósł swoje całkiem niezłe cztery litery, otrzepując spodenki do koszykówki z niewidzialnego pyłku. Przewróciłam teatralnie oczami, na co on uniósł wysoko brwi.

- Chcesz się przejść? - Zamknął jedno oko, rozkładając ręce i kręcąc przy tym delikatnie głową, przez co się zaśmiałam.

- Nie. Moja siostra siedzi tam z... Jakimś kolesiem. - Przekrzywiłam głowę, starając się dostrzec jak najwięcej szczegółów. - I nie ufa mi. I tobie też. Chciałam cię po prostu przeprosić za to, że naskoczyłam na ciebie w piątek. To nie była twoja wina, ale ten Dupek ze zbyt dużym ego i kręconymi żmijami na głowie mnie trochę...

- W porządku, nie przepraszaj. Miałaś prawo być trochę roztrzęsiona i zła. Mogę ci wybaczyć, ale pod jednym warunkiem.

Zaczął szperać w kieszeniach spodenek, po czym spojrzał w stronę ławki chłopców, którzy gapili się na nas, jak gdyby byli zbiorowiskiem plotkujących dziewczyn z liceum, a ja i Aneglo mielibyśmy się kłócić o błahostkę. A wszyscy wmawiają nam, że to kobiety lubią plotkować. Faceci są nie lepsi, po prostu utarło się, że rozmawiają ze sobą o seksie i szybkich samochodach, a my ciuchach. Stereotypy.

- Daj mi sekundkę.

Pobiegł do chłopaków, przeczesując ich ławkę. Odwróciłam się. Nel szła do mnie z zaciśniętymi pięściami, a koleś z ławki obserwował jej tyłek. Zboczeniec. Wskazała głową na Angelo, potem na mnie, pytając czy wszystko w porządku. Przytaknęłam.

- Możemy już iść? Justin się gapi... - Zagryzła wargę, poprawiając za duży, wełniany sweter.

- Nie. - Syknęłam. - Niech się gapi, nie przeszkadzało ci to, gdy u niego nocowałaś. - Zmroziłam ją spojrzeniem. - Kto wie, co wy tam wyprawialiście.

Prawda była taka, że chciała tu przedtem przyjść, więc mogła w spokoju poczekać, a nie narzekać. Potrafiła być irytująca. Nie chciała mnie wypuścić z pokoju, bo wmówiła sobie, że nie mówię jej wszystkiego, podczas gdy to ja powinnam jej to zarzucić, bo to, co dzieje się z nią ostatnio przekracza wszelkie granice. Mogła po prostu pójść i pogadać z Justinem, ale oni oboje są tak samo uparci i dumni. To będzie trudniejsze niż myślą.

- Nie będę wam przeszkadzać, idę wyprawiać różne rzeczy do domu.

Nie zauważyłam, kiedy Angelo do nas dołączył, ale patrzył na nas odrobinę zdziwiony obrażonym tonem mojej siostry. Nie chciałam jej urazić. Dlaczego wszystko się psuje? Dlaczego to nie może być proste, szybkie i przyjemne? Chciałam znów mieć kilka lat i nie myśleć o niczym. Chciałam się śmiać bez powodu i nie musieć uważać na to, co mówiłam. Chciałam po prostu być szczęśliwa.

- Chodźmy jednak na ten spacer, co?

Przytaknęłam, kopiąc kamyk. Szłam obok niego w ciszy przez kilka minut, ale w końcu ją przerwał, biorąc głęboki oddech. Zaczął zadawać pytania, nie miałam nic przeciwko, po prostu na nie odpowiadałam z czasem to ja wcieliłam się w jego rolę, ale nie dowiedziałam się zbyt wiele. Mieszkał tu od piątego roku życia, kiedy to jego rodzice się rozstali, ale po kilku miesiącach wrócili do siebie, więc teraz tworzą szczęśliwą rodzinę. Jest jedynakiem.

Zawsze się zastanawiałam jak to jest nie mieć rodzeństwa. Czasem wydawało mi się, że to w pewien sposób fajne. Rodzice skupiają całą uwagę na tobie, masz, co chcesz, jesteś rozpieszczany, ale tak na prawdę to ile z tego mogło być prawdopodobne? To chyba zależało od rodziny. Nie oddałabym Nel za żadne skarby tego świata. Może była nadopiekuńcza, irytująca, zawsze idealna i czasem zbyt dojrzała jak na swój wiek, ale to była moja młodsza siostra. Tak, kilkanaście minut się liczy. Często się przekomarzałyśmy w kwestii wieku, co kończyło się zwykle przeglądaniem dokumentów mamy by zobaczyć, że to jednak ja urodziłam się wcześniej.

Zachichotałam na wspomnienie naburmuszonej Nel i jej "trzeba było mnie pierwszą urodzić" skierowane do mamy, kiedy ta pytała, o co nam chodziło.

- Nie słuchasz mnie. - Zauważył Angelo.

- Słucham.

Oboje wiedzieliśmy, że to nie była prawda, ale chwila przekomarzania się nikomu jeszcze nie zaszkodziła.

- Co mówiłem?

- Że jesteś typem osoby, która się nie obraża, dodatkowo chcesz mój numer, więc będziesz dla mnie bardzo uprzejmy i odprowadzisz mnie pod same drzwi? - Wyszczerzyłam się, mrugając.

Tym razem to on przewrócił swoimi niebieskimi oczami, wyciągając komórkę. Wyglądał zabawnie. Na sobie miał czerwone spodenki do koszykówki, sięgające mu trochę za kolana, a na ramiona zarzucił grubą bluzę z logo drużyny, o której istnieniu nie wiedziałam, sięgała mu do połowy ud.

Staliśmy na mojej ulicy, kiedy wstukałam ciąg liczb do jego telefonu i puściłam sobie sygnał.

- Cwaniara. - Zaśmiał się cicho, zabierając mi jego własność. - Do zobaczenia w szkole?

- Do zobaczenia. - Pokiwałam głową.

- Powiesz mi od teraz "cześć”, gdy cię minę na korytarzu? - Słyszałam rozbawienie w jego głosie, ale wcale nie chciał znać odpowiedzi.

Wyciągnął do mnie ręce, więc spojrzałam na niego podejrzliwie. Znów przewrócił oczami, przyciągając mnie do siebie. Po prostu mnie uścisnął na pożegnanie, więc poddałam się, odwzajemniając niesfornie uścisk. Poklepałam go po plecach jak to robią faceci na filmach, na co zaczął się śmiać. Pomachał mi na pożegnanie, a chwilę później już go nie było.

                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Wystarczy kilka słów, a dla mnie będzie to znak, że czytacie. Będzie mi bardzo miło, jeżeli każdy kto przeczyta, napisze kilka słów na temat tego, co o tym sądzi. Możecie to dla mnie zrobić? :)
                                                           twitter | ask