wtorek, 24 września 2013

Rozdział 18

Od autorki: Przepraszam, że opowiadanie jest nudne. Przepraszam, że dodaję z opóźnieniem. Naprawdę przepraszam.
Ale uwierzcie, że mam dni gorsze i lepsze, a teraz trafiają mi się te gorsze i po prostu nie daję rady. Myślałam nad zawieszeniem bloga lub zupełnym usunięciu go, ale cóż... Jak widać on nadal istnieje. Jest coraz mniej wejść i ja wiem, że jest nudno, ale nie potrafię czegoś z tym zrobić, bo pisałam tak od lutego i tego chcę się trzymać. Po prostu ci, którzy naprawdę chcą wiedzieć, co będzie dalej, będą śledzić losy bohaterów, a ci, którzy nie chcą lub nudzi im się, odejdą jak zrobiła to większość.
Przepraszam też każdego kogo informuję, a ta osoba tego nie chce. Po prostu mi napiszcie, że już nie chcecie, żebym was informowała, nikogo nie zjem.
Dziękuję każdemu to skomentował. Komentarzy jest znacznie mniej, ale są dla mnie równie ważne i dziękuję. :)

Wybaczcie mi błędy, ale czeka mnie jeszcze wiele nauki dziś. xx 

Nel
      Stałam przed moją szafką, próbując ją otworzyć. Nic nie działało, byłam tak poirytowana, że niemal ją rozwaliłam. Poskutkowało, kiedy uderzyłam drzwiczki z całej siły. Co za dziadostwo...

Ruszyłam korytarzem prosto na godzinę wychowawczą z panią Shelly lub jak kto woli, siedzenie 45 minut i nierobienie zupełnie nic. Niedane było mi dojść do klasy, bo Olivia pojawiła się w połowie drogi, odciągając mnie na bok, od tłumu gapiów i słuchaczy.

- Kocham cię najmocniej na świecie, jesteś moją jedyną siost...

- Czego chcesz? - Przerwałam jej, przewracając oczami.

Dobrze wiedziała, ze na mnie takie teksty nie działają, zwłaszcza z jej ust, kiedy robi to specjalnie, dla zgrywy, trzepocząc rzęsami.

- Idź za mnie na historię.

Pokręciłam przecząco głową, nie było mowy. Miałam zaprzepaścić wolną godzinę i iść na historię?

- No błagam cię, nie chcę widzieć twarzy tego Dupka. Proszę cię. Będę ci winna przysługę, prooooszę.

Uciekałam od jej wzroku, dlaczego ona musiała mi to robić? Dlaczego działała tak na moje miękkie serce? Naprawdę wolałam siedzieć z panią Shelley niż panem Robinem, ale wizja Liv roztrzaskującej Harryego na środku klasy, lub uderzająca go krzesłem mnie odrobinę przerażała. Może nawet więcej niż odrobinę.

Obróciłam się i bez słowa odeszłam w drugą stronę, kiwając głową na piskliwe "kocham cię" z ust siostry. Muszę popracować nad silną wolą.

      Odliczałam minuty do końca lekcji, ale one tylko się dłużyły i ciągnęły bez końca. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, kpiłam z głupoty nauczyciela i tego, że nie zauważył, mnie zamiast Liv.

Rozejrzałam się dokoła, sfrustrowana, kiedy kolejna papierowa kulka wylądowała na "mojej" ławce. Co do cholery. Zignorowałam to, ale po chwili znów dostałam, tym razem wylądowała w moich włosach. Obróciłam się, ciskając w każdego piorunami.

Harry siedział gapiąc się na mnie z uśmiechem. Po chwili swoje lekko otworzone usta oblizał powoli, wręcz ślamazarnie koniuszkiem języka. Czy on myślał, że był seksowny? Dobra, był, ale krew we mnie wrzała. Co za dupek, jak on śmie wspominać to, co zrobił, a tym bardziej starać się przez to zwrócić na siebie uwagę. Idiota.

Zacisnęłam szczękę, kiedy puścił oczko. Niemal musiałam trzymać się ławki, żeby się na niego nie rzucić z rękami. Zachowywał się jak świnia. Słyszałam jak moja krew pulsuje w żyłach, ale dzwonek na przerwę zakłócił moją małą symfonię gniewu.

Poderwałam się z miejsca, kierując moje nogi na korytarz, pod tablicę ogłoszeń. Miałam plan i to nie byle jaki. Zamierzałam go ziścić, nawet, jeśli miałabym przez to ryzykować. Nic nowego. Ostatnio moje życie zamieniło się w huśtawkę wybijając się jestem szczęśliwa, ale tylko chwilowo, bo opadam i dzieje się coś dziwnego. To miasto jest po prostu takie, taki jego urok.

    Po dokładnym obejrzeniu rozkładu zajęć, udałam się do swojego celu. Śmierdziało tam trampkami i potem, ale po chwili już tego nie czułam, więc skupiłam całą swoją uwagę na nasłuchiwaniu chichotów i radosnych rozmów. Temat był beznadziejny, jak oni, ale musiałam być silna i nie wkroczyć do męskiej szatni, sfrustrowana. Co prawda zawsze chciałam zobaczyć ich miny i dowiedzieć się, który piszczy jak dziewczynka, ale nie byłam na to gotowa mentalnie.

Wzdrygnęłam się, kiedy rozległ się trzask, a po nim przekleństwo i śmiech. Ile można się myć? Ugh, a to podobno kobiety spędzają mnóstwo czasu w łazience. Oni powinni to robić krócej pod presją tego, że ktoś ich podglądnie. To czekanie robiło mi z mózgu mielonkę.

Mój brzuch kurczył się na samą myśl o tym wszystkim. Miałam nadzieję, że mi się uda, ale oceniając siebie, różnie mogło być.

- Następnym razem trafisz w piłkę, nie przejmuj się.

Rozległ się stłumiony śmiech, który z sekundy na sekundę stawał się coraz głośniejszy i donośniejszy. Szli do mnie. Mój żołądek zrobił fikołka. Okej, odrobinę się stresowałam.
Mój strach zastąpił gniew, kiedy tylko usłyszałam Stylesa. Nie musiałam nawet go widzieć, a już miałam dość.

Nie czekałam. Ruszyłam mu na spotkanie, zastając go odrobinę oniemiałego na mój widok. Nie tylko jego, bo reszta też patrzyła jakbym miała macki. Kto by się spodziewał Nel Donnel w sali gimnastycznej kilka godzin po lekcjach, dodatkowo będącej tam z własnej i nieprzymuszonej woli?

Niespodzianka.

Jego szok natychmiastowo znikł, kiedy niemal podbiegłam do niego, układając swoje ręce na jego ramionach, jak gdybyśmy mieli tańczyć wolnego. Ale my tego nie robiliśmy. Moje kościste kolano podniosło się z pomocą mojej woli i zgięło, uderzając go wprost w jego męskość. Stoczył się na podłogę, jęcząc i mrucząc ciche przekleństwo.

- O, kurwa. - Usłyszałam cichy szept, a po nim dźwięk dłoni przyłożonej do ust.

To nie był koniec. Z prędkością światła usiadłam na nim okrakiem, uniemożliwiając mu manewr i prostując go by było mi wygodnie. Chwyciłam jego ramiona, opierając swój ciężar ciała na nich, tym samym przygniatając je do podłogi. Jęknął ponownie. 

- Ty mały, wredny i niewyżyty śmieciu... - Zaczęłam, ale sekundę później przed moimi oczami pojawiły się nogi.

Podniosłam głowę. Bieber.

- Nie dotykaj mnie, ani się nie wtrącaj, jeżeli nie chcesz zająć jego miejsca. - Syknęłam szybko.

Nie odezwał się, więc uznałam, że mogę kontynuować.

- Dotknij Liv jeszcze raz, a znajdę cię na końcu tego pięknego świata o tak urządzę, że stereotyp o płodzeniu synka i sadzeniu drzewka nie będzie cię obowiązywał, bo nie będziesz miał, czym go zrobić. Zrozumiałeś?

Poczekałam chwilę, dając mu szansę na przyswojenie informacji i obeznanie się z nimi. Nie miałam wyrzutów sumienia, zasłużył na więcej niż ból fizyczny, ale to nie ja od tego jestem i nie zamierzałam zamieniać się w niego.

Potrząsnęłam nim, kiedy milczał. On był tym wszystkim zszokowany. Miał prawo. Miałam ochotę poinformować go o tym, że był pierwszą osobą, którą uderzyłam, ale sobie darowałam.

- Zrozumiał, zejdź z niego. - Wtrącił się Angelo. Jego ton był rozbawiony. - O bracie...

Chwilę później ktoś ściągnął mnie z niego, podnosząc za ramiona. Nie kto inny, jak Justin. Prosiłam, żeby się nie wtrącał. Chyba się nie zrozumieliśmy. Jego twarz była surowa, a oczy zimne. Patrzył na mnie, jakbym zabiła mu chomika. O co mu chodzi? Faceci.

Pociągnął mnie przez korytarz, aż do okna, na parapecie, którego bezproblemowo i bez pytania mnie posadził. Oparł ręce po obu stronach mojego ciała, na parapecie i wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że musiałam wstrzymać oddech.

- Co to było, hm? - Wskazał na wściekłego Harryego za jego plecami. Uśmiechnęłam się. - Dlaczego to powiedziałaś i zrobiłaś to wszystko?

- Ty nic nie wiesz.

- To mi wytłumacz. Nie pieprz się ze mną, tylko wytłumacz.

Przewróciłam oczami. Nie musiałam mu się z niczego tłumaczyć, nie był moim tatą, ani nikim takim. Nie musiał robić za przyjaciela i zwolennika pokoju, zwłaszcza wtedy. Właściwie to kim on dla mnie był? Denerwował mnie, ale i tak przebywanie z nim było miłe i w głupi sposób relaksujące, a potem on stawał się taki władczy, groźny i zły, a jego ton zrażał do siebie ludzi. Przybywało mu lat, kiedy tak się spinał.

- Słuchaj, może ty po prostu jesteś zazdrosny, że to nie na tobie tak usiadłam, bo mógłbyś to wykorzystać i skończylibyśmy w schowku na miotły konserwatora, a ja bym się w końcu złamała, hm? - Uniosłam wysoko brew, zaciskając szczękę. Skoro on może to ja też.

To była też idealna sytuacja by mu powiedzieć, że nie będę jedną z tych, które zostają wyrzucone z jego domu przed świtem, po zadowoleniu go. Nie musiał się nawet wysilać i próbować.
Przez chwilę zapomniałam, że jestem niewyplewionym chwastem w jego mniemaniu i nie zasługuję by oddychać w ich pobliżu. Ale już, wróciłam na Ziemię.

- Nie. - Powiedział cicho, po czym spuścił głowę, kręcąc nią. Patrzył na moje kołyszące się nogi, kiedy ja dźwignęłam się z parapetu.

- Świetnie, do widzenia.

Zeskoczyłam z parapetu, pośpiesznie ruszając ku drzwiom.

Zignorowałam Justina, kiedy wyrzucił z siebie wiązankę przekleństw, kopiąc sfrustrowany w murek. Powinien kopnąć Stylesa, murek nikomu nie zawinił. Nawet się nie obejrzałam, to nie miało sensu. Po prostu ruszyłam do domu.


                                            CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Jeżeli przeczytałaś to byłoby mi bardzo miło, jeżeli zostawiłabyś po sobie komentarz z opinią. :)
                                                           twitter | ask

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 17

Od autorki:  Przepraszam. Czekaliście (?) na rozdział, miały się pojawiać regularnie i teraz będą, obiecuję. No chyba, że mnie totalnie olejecie, to wtedy nie będzie mieć to sensu. :(
Nie wiem kim tak naprawdę jest Nel i Natalie. Zdjęcia są z sieci... :(
I jeśli macie do mnie pytania odnośnie rozdziału, opowiadania, czy tego ile dziś jadłam to zapraszam na mojego aska ( link pod rozdziałem), bo chciałabym mieć pewność, że dostaniecie odpowiedź (na asku informuje nawet, gdy jest to z anonima) a nie wiem, czy przeczytacie mój komentarz zwrotny... :)
No to chyba tyle. Informuję, jak zawsze i dziękuję za komentarze. Jesteście wspaniałe, najwspanialsze i nawet wieczorem, gdy wrócę ze szkoły mam ochotę pisać. A to dzięki wam. Dziękuję.
Przepraszam za błędy i miłego czytania! :)

Nel

      Zadzwoniłam dzwonkiem, czekając cierpliwie aż ktoś mi otworzy. Nie zamierzałam dzwonić dziesięć razy. Jeśli ich głowy są w takim stanie jak moja to miałyby prawo do uderzenia mnie maczetą lub innym przedmiotem, który miały pod ręką.

Zdziwiłam się, kiedy drzwi niemal natychmiastowo otworzyła Natalie. Nie była w za dobrym nastroju. Była raczej smutna niżeli zła, czy wściekła. Odrobinę się zaniepokoiłam. Taka już moja rola, wraca stara ja.

Cofnęła się do wnętrza domu, machając na mnie ręką. Ruszyłam za nią, ściągając buty w korytarzu.

Niemal się przewróciłam, kiedy wpadła na mnie Olivia, przytulając się tak mocno, że omal moje gałki oczne nie wyskoczyły.

- Hej, żyję! - Zaśmiałam się cicho, ale ona tylko wtuliła się we mnie mocniej.

Zaczynałam się denerwować, nie wiem, co jej strzeliło do tej głowy, ale niech sobie nie robi żartów, bo nie jest mi ani trochę do śmiechu.

Spojrzałam na Natalie, a ziemia pod moimi nogami momentalnie się rozstąpiła. Miałam wrażenie, że spadam w dół i rozbijam się na miliardy małych kawałeczków.

Bezgłośnie wypowiedziała jedno słowo, dokładnie imię. Harry.

Potarłam ramiona siostry, żeby dodać jej otuchy. Jeszcze nie wiedziałam, co się stało, ale wiedziałam, że tym razem mu nie popuszczę.

Olivia

     Siedziałam w samochodzie Natalie, układając sobie wszystko w głowie. Wiedziałam, że będę musiała wszystko powiedzieć Nel, miałam też nadzieję, że to, choć odrobinę mi pomoże. Wyrzucę to z siebie i będzie mi lepiej. Tak zawsze bywa, gdy jakiś nieogolony, kędzierzawy chłopczyk wywija takie numerki. Prócz tego, że jak powszechnie wiadomo nienawidzę idioty to to teraz dodatkowo się nim brzydzę.

- Chodź. - Zawołała moja siostra, kiedy samochód zatrzymał się przed naszym domem. Ślamazarnie wyszłam, żegnając się z Natalie.

- Zadzwonię wieczorem, trzymajcie się. - Krzyknęła przez szybę, a ja wysiliłam się na uśmiech.

Wlokłam się za siostrą, która szperała w torebce w poszukiwaniu kluczy do domu. Kiedy przekroczyłyśmy próg, podziękowałam w duchu za to, że nie było mamy. Nel miała na sobie sukienkę z imprezy i raczej trudno by było to wyjaśnić.

Chciałam wypytać ją o to jak spędziła noc, w końcu była z Justinem, ale domyślałam się, że to ja mam najpierw mówić.

Zaciągnęła mnie do jej pokoju i kazała mówić, kiedy ta się przebierała. Problem w tym, że ja nie wiedziałam, od czego zacząć. Położyłam się na łóżku, bawiąc się palcami. Wszystko, co sobie ułożyłam w głowie przez drogę wyparowało.

Stałam na palcach, wyciągając głowę wysoko, by dojrzeć zmierzającą w moim kierunku Natalie. Poszła po kolejnego drinka, a ja obiecałam nie ruszać się z miejsca. Tak robiłam, kołysząc się w rytm dudniącej muzyki, dopóki nie poczułam dużej dłoni zaciskającej się na moim biodrze. Syknęłam z bólu. Ktoś sobie nie zdawał sprawy z tego, że uścisk był, można powiedzieć, żelazny. Ale kiedy się obróciłam, zdałam sobie sprawę, że Harry doskonale o tym wiedział i to mu pasowało.


- Czego? - Krzyknęłam, by mnie usłyszał.


Zaczął cmokać ustami, ruszając palcem wskazującym, by po chwili mnie nim dźgnąć w mój zaróżowiony policzek. Odsunęłam się, wykrzywiając twarz. Co to miało być?


- Może by tak grzeczniej? - Zacisnął palce jeszcze mocniej, a ja nie mogłam się nie skrzywić z bólu.

Próbowałam się wyrwać, ale na marne. Był o wiele silniejszy i wyższy ode mnie. Wbiłam paznokcie lewej ręki w jego dłoń, nadal trzymając ją na moim biodrze. Ani drgnął.


- Puszczaj, Styles! - Pisnęłam, kiedy ten owiną rękę wokół mojego biodra, ciągnąc mnie w tylko jemu znanym kierunku.


Litości, nie miałam zamiaru towarzyszyć mu w jakiś zasranych spacerkach przez tłum spoconych nastolatków. Szarpnęłam się po raz enty, ale on to zupełnie olał. Po chwili wylądowałam na ścianie, która sekundy później okazała się drzwiami do jednego z wielu pokoi. Niemal mnie przewrócił, kiedy je otworzył, przez co znów pisnęłam.


Zastygłam, kiedy straciłam grunt pod nogami. Nie wiedziałam, o co chodzi. Posadzono mnie na, jak się domyślałam, stole. Momentalnie poderwałam się, by z niego zeskoczyć i jak najszybciej stamtąd uciec. Ale zostałam na niego pchnięta i posadzona ponownie.

Zaczęłam wierzgać nogami, kiedy Harry chwycił je w kolanach i najzwyczajniej w świecie rozsunął, stając pomiędzy nimi.


- Zostaw! - Wrzasnęłam na całe gardło, starając się wyplątać z tego gówna.

Warknął na mnie, mocniej napierając na moje nogi, przez co jęknęłam bezradnie z bólu. To było okropne.


- Kojarzysz siedem minut w niebie? Właśnie dostałaś swoje. Nie marnuj czasu, Olivio.

Sposób, w jaki wypowiedział moje imię sprawił, że chciałam je natychmiastowo zmienić, choćby na Kunegunda. Jasne, że wiedziałam, co to siedem minut w niebie i może o tym zapomnieć. Nie będę jego małą dziwką.


Zanim zdążyłam wypowiedzieć wiązankę przekleństw skierowaną pod jego adresem, przesunął swoje wielkie łapska na moją talię, pocierając boki. Zaprotestowałam, próbując go ugryźć w ramie, ale on chwycił mój podbródek i skierował go na swoją twarz. Nie czekał, naparł wargami na moje, starając się bym oddała pocałunek. Zacisnęłam wargi najmocniej jak mogłam. Jego oddech był przepełniony alkoholem. Śmierdziało nim od niego na metr.


Obie jego dłonie przeniosły się na moją twarz, rozchylając brutalnie moje wargi. Znów się pochylił, napierając na usta z taką siłą, że miałam wrażenie, jakby je gwałcił. Możliwe, że tak było. Starałam się go kopać, kiedy ten drażnił językiem moje wargi, oblizując je. Patrzy wprost w moje oczy, ale ja uciekałam przed jego wzrokiem. Jedną ręką złapał za mój kłos, przez co nie mogłam się odsunąć, bo przytrzymywał mnie i dociskał, gdy z całych sił odchylałam głowę do tyłu.


Wsunął swój gruby język w moje usta, wypuszczając sapnięcie. Tylko nie to... Kręciłam głową, starając się by go zniechęcić.


- Spierdalaj! - Wrzasnęłam, kiedy przeniósł swoje usta na moją szyję.



Pociągnął moje włosy, zmuszając mnie, bym odchyliła głowę i ułatwiła mu dostęp. Ciągnął za pukiel, przez co chwilę krzyczałam, a on robił to mocniej.

Przygryzał i ssał moją skórę, liżąc ją miejscami. Wbiłam mu paznokcie w szyję z całych sił, ale jego to tylko pobudziło. Przeniósł rękę pod moją bluzkę, a ja nie powstrzymywałam już łez, które wzbierały w kącikach moich niebieskich oczu, kręcąc się na tym pieprzonym, zimnym stole.

Drzwi pokoju się otworzyły, oświetlając go światłem z korytarza.


- Co to się, do kurwy, dzieje!?


To był Angelo. O matko! Krzyknęłam o pomoc, nie zdawałam sobie sprawy z tego jak rozpaczliwie brzmiałam.


Rzucił się momentalnie w naszą stronę, odciągając Harryego za jego białą koszulkę. Odepchnął go z taką siłą, że wpadł na ścianę i otrząsną się, zszokowany. Wyglądał jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje.


- Wyjdź! - Krzyknął Angelo, odwracając wzrok od mojej twarzy. - Powiedziałem, żebyś wypieprzał, Harry, albo ci pomogę!


Poprawiłam moją bluzkę, wpychając ją z powrotem w spódniczkę, kiedy ten powoli wychodził, zataczając się. Zeskoczyłam ze stołu, gorączkowo poprawiając moje pogniecione ubrania. Wyglądałam jak bezdomna.


- W porządku? Nic ci nie zrobił?


- Nie, tylko zgwałcił moje usta i szyję! - Krzyknęłam.


Czy on był ślepy? Co z tego, że chciał być miły, kiedy ja byłam roztrzęsiona z rozmazanym od łez makijażem, włosach jak po seksie i pogniecionych ubraniach? Nic. Nie myślałam, chciałam stamtąd jedynie odejść. To aż tyle?


Owinął ramiona wokół mojego ciała, przyciskając mnie o swojej piersi. Nie puścił, kiedy się wyrywałam. To mnie już irytowało. Dlaczego każdy z nich robił sobie ze mną, co chciał? Dlaczego nie zostawią nas w spokoju i żyją w swoim idealnym świecie koszykówki i panienek na jedną noc?


- Shhh... Będzie dobrze, już jest dobrze.


Odepchnęłam go gwałtownie, wprawiając go w zakłopotanie. Zmarszczył brwi, a jego niebieskie oczy posłały mi najdziwniejsze spojrzenie, jakie kiedykolwiek otrzymałam. To było pomieszanie zaskoczenia z przykrością i współczuciem.


- Gówno prawda.


Zdałam sobie sprawę, co robiłam. On mnie wyśmiewał, uważał i uważa się za lepszego od innych, ode mnie, a teraz pocieszał? Niech się biedak zdecyduje. Do moich spodni żaden dupek nie dobierze się tak czy siak. Choćby mnie mieli pochować, jako wieczną dziewicę, a najbliższy kontakt będą mieć ze mną robaki, gdy zacznę się rozkładać kilka metrów pod ziemią.


Odwróciłam się na pięcie, pośpiesznie ruszając w stronę łazienki. Starałam się przejść niezauważoną, ale natknęłam się na Natalie. To w sumie było też dobre, bo oszczędziłam sobie szukania jej po całym tym nieszczęsnym domu. Nie miałam ochoty o tym z nią rozmawiać, miałam jedynie ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy nie wrócić.

Nel przytulała mnie z całej swojej siły, kołysząc mną. Nie przeszkadzało mi to, że praktycznie mnie dusiła i łamała mi kości. Potrzebowałam tego. Byłam jej wdzięczna, wiedziałam, że nikomu tego nie wygada. W końcu to moja siostra.

Puściła mnie, pocierając moje ramiona i uśmiechając się. Odwzajemniłam niemrawo uśmiech, przypominając sobie o czymś, o co chciałam ją zapytać.

- Co ty i Justin robiliście całą noc?

Pytałam zupełnie poważnie. O ile ufałam mojej siostrze to Seksownemu Bezimiennemu nie.

- Gadaliśmy. - Powiedziała szybko, wzruszając ramionami.

Podniosła się i jak błyskawica pomknęła do łazienki połączonej z jej pokojem. Po o chwili rozległ się trzask, a moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, kiedy Nel pisnęła, a po chwili wróciła do pokoju z kolorowymi plamami po farbie, ściekającymi po jej długich nogach. Ups.

Spojrzała na mnie wściekle, pokazując gestem palców, że mnie obserwuje.

Zniknęła w drzwiach łazienki ponownie, zanim zaczęłam pytać, o czym tak gadali z Justinem, ale nie zamierzałam się poddawać.
                                                
                                            CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Jeżeli przeczytałaś to byłoby mi bardzo miło, jeżeli zostawiłabyś po sobie komentarz z opinią. :)
                                                           twitter | ask

wtorek, 3 września 2013

Rozdział 16


 W POPRZEDNIEJ NOTCE SĄ UPRAGNIENI BOHATEROWIE, ZAGLĄDNIJCIE :)

Od autorki: Na wstępie przypominam, że to moje opowiadanie, nie tłumaczenie. :) Dziękuję za komentarze, jest ich mniej, ale i tak dziękuję z całego serducha!
Rozdziały będą się pojawiać w każdy weekend, prawdopodobnie będzie to niedziela. Mam szkołę, z resztą wy raczej też i teraz jest zupełnie inaczej niż było dotychczas, więc tak będzie najlepiej. :)
Jeżeli się wam nudzi, chcecie pogadać, czy cokolwiek to śmiało zapraszam na mojego twittera. Link jest podany na końcu notki. :)
Nie wiem kto robi mi zawsze taki spam na asku, ale to zabawne i dziękuję, chyba hahahahaha
Dziękuję za pomoc Liv, która przekopała naszą konwersację, by znaleźć zdjęcie z szablonu! Jesteś wielka, słońce! :)

Nel
   
     Leżałam na wznak z zamkniętymi oczami. Nie miałam ochoty ich otwierać. Uświadomiłam sobie, co tak naprawdę zrobiłam i robiłam poprzedniego wieczoru. Jeżeli mam być szczera, nie tego oczekiwałam o poranku. Spodziewałam się, że to, co robiłam na imprezie zostanie wyrwane z mojej podświadomości. Ale ja pamiętałam. Może to wszystko o upijaniu się i urywaniu filmu to tylko brednie? A może ja po prostu jestem inna i dziwna.... Dostałam ból głowy w pakiecie, chciało mi się też pić, ale za nic nie podniosłabym się i błądziła po domu Justina w takim stanie.

Nie spodziewałam się tego, że wyląduję w jego łóżku, które było wilgotne, przez moją mokrą sukienkę i jego bluzę. Z początku myślałam, że się zmoczyłam w nocy, to by było okropne, ale później przypomniałam sobie, że wylądowaliśmy z Justinem w basenie Deana.

A teraz? Teraz leżałam w jego łóżku i zmagałam się z otworzeniem oczu. Kiedy to zrobiłam, poczucie winy uderzyło mnie jak tona cegieł. Justin spał w fotelu, podczas gdy ja zajmowałam jego łóżko. Jego głowa była odrzucona do tyłu, a usta lekko rozchylone. Oddychał głośno i spokojnie.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i pisnęłam z przerażenia. Zrobiłam to tak głośno, że Justin się obudził i zerwał na równe nogi. Spojrzał na mnie niepewnie.

- Kto, do cholery, montuje lustro na wprost łóżka i dlaczego mi nie powiedziałeś, że wyglądam jak kupa?

Pośpiesznie chwyciłam z łóżka poduszkę, po czym zasłoniłam nią moją twarz. To nie tak, że przywiązywałam olbrzymią wagę do mojego wyglądu, ale wyglądałam jak panda, pomieszana z nieudanym makijażem klauna. Wszystko rozlało mi się po twarzy, pod oczami miałam ciemne plamy, a wokół ust, wyblakłe już, czerwone od szminki. Nie przesadzałam.

Justin zaczął się tak panicznie śmiać, że na chwilę straciłam kontrolę nad sobą i oderwałam poduszkę od twarzy, ciskając nią w niego. Chybiłam, nic nowego. Myślę, że moje aspiracje na seryjnego mordercę nie są uzasadnione po tym, gdy nie trafiam nawet w komary, które już przyczepiły się do mojego ciała. Pozostaje mi moje szare, nudne życie.

- Przestań. - Pisnął.

Nie przestawałam go bić, chwytając drugą poduszkę. Starał się bronić, jak mógł. Wyrzucał ręce w każdym kierunku, ale nie przestawał się śmiać, wiec ja tez nie przestawałam.

- Gdzie mogę to zmyć? - Spytałam, uspokajając się i zostawiając go w spokoju. - Juuuuuuustin! Zakryłam twarz rękoma, uświadamiając sobie, jak wyglądam, kiedy ten patrzył na mnie i cicho się śmiał. Wspaniały dzień.

- M-myślałem, że trafisz do łazienki...

Uderzyłam go po raz setny w przeciągu pięciu minut. Na prawdę na to zasłużył. Jest wredny! Nie musiał przypominać, gdzie wylądowałam za pierwszym razem, gdy tu byłam. Wyminęłam go z zasłoniętą rękoma twarzą. Zostawiłam sobie miejsce na oczy, tak żebym nie wpadła na drzwi i żeby nie dawać Bieberowi kolejnego powodu do wyśmiania mnie. Niezły miał ze mnie ubaw.

Stanęłam przed lustrem i mimo tego, że byłam przygotowana na to, co miałam zobaczyć i tak odrobinę się wystraszyłam...

- Masz jakiś krem?!

Musiałam krzyczeć, żeby mnie usłyszał, ale poddałam się, bo moja głowa dała o sobie znać. Nie liczyłam na mleczko do demakijażu w łazience chłopaka, ale po nim można się wszystkiego spodziewać. Po chwili zjawił się pod drzwiami i oparł się o nie głową, głośno wzdychając. Mogłam powiedzieć, że był tak samo zmęczony jak ja. Może nawet bardziej.

- Sprawdź w szafce pod zlewem.

Przykucnęłam i zabrałam się za grzebanie w szufladkach. Pośród jego kosmetyków znalazłam ten nieszczęsny krem, ale wacików nie było. Cóż, mogłam sobie pomarzyć. Chwyciłam do ręki serię kosmetyków do układania włosów i spojrzałam na Justina rozbawiona.

- Włóż to do szafki. Teraz. - Powiedział najpoważniejszym tonem na jaki było go stać, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł. Zaczęłam się śmiać, przyglądając im się.

Urwałam kawałek papieru i po kilku chwilach zmyłam moją maskę klauna. Nie miałam kosmetyków, więc moja twarz była blada, miejscami zaczerwieniona od pocierania. Przemyłam ją ponownie wodą i wytarłam ręcznikiem.

Wyszłam z łazienki i zastanawiałam się przez chwilę gdzie poszedł Justin. Drzwi do pokoju były otwarte na oścież, a w środku nikogo nie było.

- W kuchni! - Krzyknął jak gdyby czytał mi w myślach.

Ruszyłam do celu, ślamazarnie stawiając kroki na schodach. Po chwili dotarłam i cicho zajęłam miejsce przy wysepce kuchennej. Starałam się zwrócić jak najmniejszą uwagę na siebie.

- Przesadzasz, nie wyglądałaś tak źle... - Zaśmiał się cicho.

- Jasne, ale ty wyglądasz w porównaniu do mnie jak Młody Bóg!

Posłałam mu zabójcze spojrzenie. Taka była prawda i to było niesprawiedliwe, bo on jest chłopakiem. Nie dziwię się, że nie ma dziewczyny, dołożyłby jej kompleksów.

- Wiesz... Kiedy kładłem się spać i wstawałem, nie sądziłem, że będę wyglądać tak świetnie... Cóż, stało się. - Puścił mi oczko, a ja sapnęłam. Nie musiał tego mówić.

Chwyciłam szklankę z musującym płynem, którą postawił przede mną i przystawiłam do buzi, upijając kilka łyków. Justin stał oparty na rękach z drugiej strony, uważnie się mi przyglądając. Posłałam mu pytające spojrzenie, na co on wzruszył niewinnie ramionami.

- Bez makijażu też jest dobrze. - Powiedział po chwili, a ja oblałam się rumieńcem, co zdecydowanie nie umknęło jego uwadze, bo zaczął się delikatnie śmiać.

Zeskoczyłam z krzesełka i wyciągnęłam telefon. Musiałam zadzwonić do siostry. Obiecała, że na mnie poczeka i Natalie odwiezie nas do domu. Za bardzo się nie ucieszyła z mojego telefonu, ale nie dziwię się jej.

Wróciłam do kuchni i uniosłam wysoko brwi. Miałam ochotę parsknąć śmiechem. Na stole stały dwie miski tęczowych płatków. Ile on ma lat, 5?

- Wow, nie jadłam tego od kilkunastu lat... - Starałam się zachować powagę, ale nie dawałam rady. - Dzięki za powrót do dzieciństwa.

Zanurzyłam powoli łyżkę w misce, a on dosiadł się i zrobił to samo. Przeżuwał, patrząc prosto na mnie, przez co nie mogłam swobodnie włożyć łyżki do buzi i zatrzymałam ją w połowie drogi do moich ust.

- To nie moja wina. - Odezwał się, kiedy skończył, a ja spojrzałam na niego jak na dziwaka. - Jesteś pierwszą dziewczyną, która została u mnie tak długo, biorąc pod uwagę, że nie robiliśmy...

- Nie kończ! - Zacisnęłam mocno powieki.

Nie chciałam nawet słyszeć, że byłam pierwszą, z którą nie przespał się i nie wyrzucił za drzwi zaraz po zaspokojeniu go. Ciekawe ile ich tu było i czy było ich aż tak dużo. Jak wiele napalonych Heidi Klum może być w pobliżu Justina? Nie mam pojęcia, ale w naszej szkole jest co najmniej kilka, które chciałyby zostać u niego na noc. Trochę niezręczne, ale uzasadnione, bo był piekielnie przystojny i równie seksowny, jeśli mu zależało.

- Poczekam na ciebie w samochodzie.

Odezwałam się po skończeniu mojego tęczowego śniadania, które wyglądało jakby ktoś puścił pawia, przez dużą ilość gorącego mleka. Zeskoczyłam z krzesła i ruszyłam w stronę drzwi, kiedy odrobinę zdziwiony Justin brał kluczyki do auta.

- Czekaj, skąd wiedziałaś, że cię gdziekolwiek podwiozę? - Zaśmiał się cicho. - Nawet nie zapytałaś! Spojrzałam niego z dezaprobatą klepiąc go delikatnie po ramieniu.

- Oboje wiemy, że wprost uwielbiasz moje towarzystwo.

Ruszyłam w stronę podjazdu, na którym stał samochód Justina, ale ten zatrzymał mnie w połowie, obracając mnie za ramiona, tak bym była z nim twarzą w twarz. Był ode mnie wyższy. Niewiele, ale jednak. Oblizał energicznie wargi, po czym spytał:

- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją Nel?

Momentalnie spoważniałam, przez co odrobinę się zmieszał i błądził wzrokiem po mojej twarzy, szukając jakiejkolwiek wskazówki.

- Jej już nie ma i nie jestem twoja, Justy. - Mój głos był głęboki, niemal uwodzicielski.

Chciałam zachować mój poważny wyraz twarzy, ale po chwili z moich ust uciekł cichy chichot. Pokręcił głową, śmiejąc się i ciągnąc mnie do samochodu. Otworzył drzwi i wpuścił mnie, po czym przebiegł przed maską i zajął miejsce kierowcy.

- Tak naprawdę przebywam z tobą, bo masz fajny tyłek. - Wzruszył ramionami.

Posłałam mu mordercze spojrzenie, uderzając go z całej siły w ramię. Nawet nie drgnął, ale złapał się za "bolące" miejsce i zmarszczył nos. Nie chciało mi się z nim już nawet o tym rozmawiać. Wyciągnęłam telefon i wyświetliłam mu adres Natalie, który przysłała mi Olivia. Zmarszczył czoło czytając go, po czym spojrzał na mnie ruszając brwiami.

- Mieszka na tym samym osiedlu, co Harry.

- Co z tego?

Zaczęłam go naśladować, energicznie ruszając brwiami. Zignorował mnie i wyjechał z podjazdu. Przynajmniej znał adres i jechał dosyć sprawnie. Miałam nadzieję, że mamy nie będzie w domu, kiedy wrócimy. Była sobota, ale ona nie specjalnie lubiła siedzieć w domu, więc miałyśmy szansę.

Obruszyłam się, kiedy Justin włączył radio. Nawet nie zauważyłam, że siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Nie przeszkadzało mi to ani trochę, ale jemu najwyraźniej tak. Postanowiłam nie wnikać i po prostu słuchałam jego podśpiewywania piosenek Ushera. Był dobry, nawet bardzo.

- Jesteśmy.

Obróciłam się i rozejrzałam dookoła. Faktycznie byliśmy na miejscu. Dom Natalie był duży i zadbany. Wyróżniał się ogromnym tarasem i krzewami, które były teraz pełne kolorów jesieni. Było mi wygodnie i ciepło. Nie chciało mi się wychodzić na spotkanie z zimnym jesiennym powietrzem. Spojrzałam na Justina, który patrzył przez chwilę przed siebie, przez co wyglądał jak ci kolesie w komediach romantycznych mojej mamy, po tym jak miłość ich życia spoliczkowała ich i wyrzuciła wszystkie swoje żale prosto w ich twarze.

Ta myśl wywołała u mnie stłumiony śmiech, a Bieber patrzył na mnie zdezorientowany. Machnęłam ręką. Po chwili nadstawił swój policzek, chcąc by było mi wygodniej złożyć na nim pocałunek. Znów się zaśmiałam, nie zamierzałam tego robić. Trzeba było przykrócić jego pewność siebie.

- Przykro mi, ale nie jestem napaloną na ciebie Heidi Klum... - Otworzyłam sobie drzwi, rezygnując z jego pomocy. Ubiegłam go. Przed zatrzaśnięciem drzwi zatrzymał mnie jego rozbawiony ton.

- Jeszcze cię złamię, zobaczysz. - Puścił mi perskie oczko, coś, co jest u niego oczywiste i naturalne. Przewróciłam oczami.

- Dzięki, Bieber.

- Aye, Donnel. - Uniósł wskazujący palec do góry, odpalając silnik.

Odsunęłam się i obserwowałam jak odjeżdża, machając mu na pożegnanie. Może był pokręcony i jadł tęczowe płatki na śniadanie, ale lubiłam go.

                                               CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Jeżeli przeczytałaś to byłoby mi bardzo miło, jeżeli zostawiłabyś po sobie komentarz z opinią. :)
                                                           twitter | ask