wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 15


Od autorki: Obiecałam dziś nowy na asku i obietnicy dotrzymałam. :)
Dziękuję za komentarze, które mnie bardzo motywują, zwłaszcza teraz, kiedy blogger usunął mi rozdział, który napisałam kilka tygodni temu i muszę go pisać od nowa... Jesteście wspaniali, naprawdę.
Zmieniłam nazwę na twitterze na @kidrauhlsolIg, więc jakby co to ja :)
Jeżeli chcecie być informowane, zostawcie nick tt w komentarzu i nie ma sprawy.
Zapraszam na mojego twittera, jeżeli będziecie chciały popisać, czy będziecie potrzebować pomocy, śmiało!
 A, właśnie! Bohaterowie powinni się pojawić w najbliższym czasie w osobnej notce.

Miłego czytania! x

Justin

- Masz inny samochód.

Obróciłem się zaskoczony tym, co powiedziała Nel. Siedzieliśmy w aucie, a ona uważnie się mu przyglądała. Faktycznie, miałem nowy. To znaczy, miałem kolejny, ale i tak zadziwiła mnie tym, że to zauważyła. Punkt dla niej.

Uśmiechnąłem się, wkładając kluczyki do stacyjki, po czym odpaliłem silnik i wyjechałem na drogę.

- Podasz mi swój adres, czy będziesz mi mówić na bieżąco? - Spytałem po chwili, spoglądając na nią przelotnie, by nie stracić panowania nad kierownicą.

Nie wiedziałem gdzie mieszka, ale ta informacja mogłaby okazać się bardzo przydatna.

- Nie mogę jechać do domu. Miałam spać u Natalie. - Urwała na chwilę i popatrzyła na mnie. - Moja mama nie wie nic o imprezie.

Spojrzałem na nią z szeroko otwartymi oczami. Kto by się tego po niej spodziewał? Mała Buntowniczka.

 - Mamy jeszcze jeden problem... Nie znam jej adresu.

Otworzyła usta, żeby coś dodać, ale zamiast tego zaczęła się śmiać. Nie przestawała przez długą chwilę. Jak ona zamierzała wrócić tam na noc? Jasne, mogła pójść z Mandez, ale nie widziałem jej z nią od początku imprezy i raczej się nie szukały. A co jeśli wróciłaby do swojego domu w takim stanie?

- Mogę do niej zadzwonić i spytać. - Wzruszyła ramionami, szukając w kieszeni mojej bluzy swojego telefonu.

Kiedy odkryła, że go tam nie ma, zagryzła wargę, prawdopodobnie zastanawiając się nad tym, gdzie on jest. Odwróciłem wzrok, miałem do tego słabość.

Nie spuszczałem wzroku z jezdni, ale wiedziałem, że Nel mnie obserwuję. Nie reagowałem. Postanowiłem, że ją zabiorę do siebie. Było to najlogiczniejsze rozwiązanie, bo jakby nie patrzeć przynajmniej wiedziałem gdzie jedziemy i miałem pewność, że nie natkniemy się na jej zdziwioną mamę. Miałem też cichą nadzieję, że rano nie spanikuje i nie będzie chciała skoczyć z okna po raz drugi. To by było niezręczne.

Spojrzałem na nią przelotnie. Podciągnęła swoje nogi pod brodę, układając bose stopy na siedzeniu. Bawiła się końcówkami swoich włosów, przyglądając się im.

Ściągnąłem jedną rękę z kierownicy, kiedy byliśmy na prostej drodze, bez zakrętów i wykorzystałem chwilę, by chwycić jej małą torebkę. Rzuciłem ją jej, pokazując głową, by otworzyła.

- Wyciąg telefon, napiszę wiadomość Olivii, żeby się nie martwiła i cię nie szukała.

Pokiwała twierdząco głową, podając mi komórkę. Uznałem, że to był lepszy pomysł, niżeli sama by miała go napisać. Pijanym się nie daje do rąk telefonów, wiem coś o tym, bo kiedyś pochwaliłem ciało Betonce w smsie do mamy.

Zrobiłem, co zamierzałem i oddałem jej własność.

      Nel zamieniła się w Sherlocka. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg mojego domu od razu zauważyła, że już tam była i że jesteśmy u mnie. Po tym jak nie chciała ściągać mojej bluzy, a w korytarzu zostawiła tylko buty, zabrałem ją do kuchni, gdzie planowałem zaparzyć jej i sobie zieloną herbatę.

- Opowiedz mi coś o sobie.

Pokiwałem przecząco głową, wrzucając dwie saszetki do kubków. Uniosła pytająco brwi, a ja westchnąłem, wiedząc, że nie odpuści.

- Nie lubię jak mi się ludzie zwierzają, bo nie jestem konfesjonałem, dlatego ja też ich nie zanudzam.

Nalałem wody do kubków i postawiłem oba na stole, przysiadając się do niej.

Myślała nad czymś przez chwilę, po czym wyciągnęła łyżeczkę, oblizała ją i ponownie włożyła do kubka, mieszając. Po chwili odwróciła się i ułożyła splecione ręce na udach.

- Nie chcę, żebyś mi się żalił, tylko się otworzył, bo wiem jedynie, że masz na imię Justin, często się spóźniasz, w pewien dziwny sposób mnie uratowałeś, twoi koledzy mnie nienawidzą i że biegasz za piłką.

 Prychnąłem cicho, wydymając wargi. Stanąłem na przeciwko niej, krzyżując ręce na piersi. Jak ona śmiała? Koszykówka to coś więcej niż bieganie za piłką. Zmrużyłem oczy, prawdopodobnie wyglądałem jak Brock z Pokemonów, ale ona siedziała niewzruszona. Po kilkudziesięciu sekundach przekręciła głowę na lewą stronę i wyciągnęła wskazujący palec, szturchając mój policzek. Zdekoncentrowała mnie i straciłem moją minę seryjnego zabójcy, polującego na ofiarę. Zaczęła się śmiać, kilkakrotnie dźgając mnie w to samo miejsce. Była jak dziecko.

- Jak jesteś taka mądra, to zagraj ze mną w koszykówkę. - Skrzyżowałem ręce na piersi, odchylając się na krześle. - I nie pochlebiaj sobie, bo oni nienawidzą prawie każdego...

Pokręciła przecząco głową, a ja uniosłem wysoko brwi. Poddawała się? Tak szybko? Nie ma mowy. Nie będzie mi mówić, że po prostu biegam za piłką. Zamierzałem jej pokazać, co oznacza gra w kosza, musiałem tylko poczekać na odpowiedni moment.

- Nie jestem typem osoby, która lubi biegać. - Odezwała się po chwili. - Nie przeraża cię to, że cała szkoła na patrzy i liczy na ciebie?

Zastanowiłem się nad tym przez chwilę. W sumie nie miało to dla mnie jakiegoś większego znaczenie, bo po prostu szedłem i robiłem swoje, ignorując ich. W drużynie jest nas kilkoro, więc to nie było tak, że wszystko się skupiało tylko na mnie.

- Nie. - Opowiedziałem spokojnie, upijając łyk herbaty. - Ale ty się często boisz... Jak wiele rzeczy cię przeraża, jak ja za pierwszym razem? - Zaśmiałem się cicho na wspomnienie tego.

- Hej! Obudziłam się w domu jakiegoś kolesia, który na mnie krzyczał i wygadywał jakieś bzdury z Titanica, po czym praktycznie zgwałcił moją szyję. Ty na moim miejscu byś mi wpadł w ramiona?

Nie mówiła tego złośliwie, śmiała się cicho wypowiadając każde słowo.

- Ale podobało ci się?

- Boję się mysz, węży, klaunów z czerwonym nosem, który wydaje ten nieznośny dźwięk, pająków... Jest wiele takich rzeczy... - Westchnęła, zaplątując włosy w warkocz, który chwilę później i tak się zepsuł, bo nie miała gumki, by go związać. - Dlaczego bawisz się Tear?

Spojrzała na mnie tak przenikliwie, że zacząłem się jej bać. Dlaczego ona w ogóle o to pyta? To nie powinna być jej sprawa, co i z kim robię. Nie bawię się nią, zasady tego, co robimy są znajome.

Oblizałem usta, odrobinę zszokowany jej pytaniem. Nie wiedziałem jak jej na nie odpowiedzieć, bo to nie było tak, że się nią bawię, wcale o to nie chodziło. Nie tylko ja czerpałem z tego przyjemność...

Otworzyłem usta, żeby jej odpowiedzieć, ale ona mi przerwała.

- Kiedy byłam tu pierwszy raz i ona wtedy też tu była, była naprawdę szczęśliwa, nawet, jeśli nie okazywałeś jej zbyt wiele empatii.

W tamtej chwili odrobinę żałowałem, że nie wlała w siebie więcej alkoholu. Że nie upiła się tak, by leżała i nic nie mówiła. Nie oceniajcie mnie, naprawdę wolałbym się męczyć z jej ciężkim od alkoholu i niewspółpracującym ze mną ciałem, niż słuchać tego, jak mi daje rady. Zwłaszcza, że schodziło to na drażliwy temat, gdzie już musiałbym się jej żalić, żeby dała mi spokój.

- Ona cię lubi, Justy. - Kiwała głową, jak gdyby miała tak zaprogramowane i była jakimś robocikiem.

- Posłuchaj, Nel. Ona dobrze wie, o co chodzi i wie też, że nic by z tego nie było.

- A co jeśli ona cię kocha? Pomyślałeś o tym, co mógłbyś powiedzieć tym wszystkim dziewczynom, które cię niewątpliwie uwielbiają?

Zmarszczyłem czoło. Mowy nie ma, Tear nie mogłaby się we mnie zakochać. Wiele razy rozmawialiśmy o tym, nie dałem jej do tego nawet podstaw. Szczerze mówiąc, średnio dobrze ją traktuję, jak na dziewczynę. Traktuję ją trochę jak chłopaka, jak kumpla...

- Przykro mi, ale jeżeli nie jesteś napaloną Heidi Klum to nie masz, na co liczyć. Miłość jest przereklamowana, a tą samą przyjemność można czerpać nie przywiązując się. Z poważaniem, Justin Drew Bieber.


Wyrecytowałem, kładąc dłoń na piersi, by w jakiś sposób wyróżnić moje słowa. To była sama prawda. Widziałem moją siostrę zakochaną do szaleństwa w jakimś dupku, który ją skrzywdził, ale ona i tak mu wybaczyła. Idiotyczne, nie? Nie pojmowałem jak można tak bardzo się od kogoś uzależnić, by czuć jego nieobecność. Nie rozumiem jak można chcieć oddać wszystko za jedną osobę, którą się rzekomo kocha.

Ułożyła głowę na stole, otulając ją rękami i głośno wzdychając. Wiedziałem, że wygrałem. Jak zawsze. Chciała się czegoś o mnie dowiedzieć? To się dowiedziała, teraz mogłem ją zabrać na górę i położyć do łóżka.

Byłem zmęczony i zdawałem sobie sprawę z tego, że jutro też może nie być z nią lekko.

                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Będzie mi bardzo miło, jeżeli każdy kto przeczyta, napisze kilka słów na temat tego, co o tym sądzi. Mogę na was liczyć? :)
                                                           twitter | ask

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 14

Od autorki: Z tego miejsca chciałam pozdrowić Oliwię i Natalkę, które nieustannie męczyły mnie o rozdział, doszło do tego, że rozkazano mi go dodać, nawet na fejsbuku. Jesteście nienormalne, ale wywalczyłyście, co chciałyście, hahaha.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, jesteście wspaniali i chcę was wszystkich wyściskać!
Co do bohaterów, to nie zapomniałam o nich, tylko staram się znaleźć jakiś odpowiadających opisom choć w połowie. Ale nie bójcie się, zrobię to :)
Dziękuję za wszystkie nominację mojego bloga. Jeżeli znajdę czas to postaram się to wszystko ogarnąć i zrobić, ale to później, bo teraz jedyne co to szkoła, szkoła i szkoła.
Czy tylko ja uważam, że do kupowania książek i tego typu rzeczy powinniśmy mieć cały wrzesień, żeby nie myśleć o tym na wakacjach?!
NATALIA NA PREZYDENTA.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy, jeżeli owe są.

Miłego czytania! :) 

Justin

      Rozglądałem się w poszukiwaniu Harry'ego i Angelo. Wiem, że tu byli, widziałem jego burzę loków z pięciu metrów, kiedy rozmawiałem z Nel. Nie mogłem przerwać, bo Dean z nią gadał. Musiałem jakoś zareagować, prawda?

- Juuuuustin. - Usłyszałem za sobą piskliwy głos Tear.

Podbiegła do mnie z otwartymi ramionami. Złożyła w kąciku moich ust niezdarny pocałunek przesiąknięty alkoholem, po czym wytarła swoimi długimi palcami, z czerwonymi paznokciami, nadmiar truskawkowego błyszczyku. Nienawidziłem go, smakował jak lekarstwa, a tak naprawdę nikt, kto produkuje leki nie wie jak smakują owoce...

Uśmiechnąłem się niemrawo, odciągając jej ręce.

- Idziemy stąd? - Spytała, wodząc opuszkami palców w okolicy linii moich czarnych, zwężanych spodni. Ponownie odciągnąłem jej ręce, tym samym mówiąc jej "nie".

- A idź w cholerę! - Odwróciła się na pięcie i ukazując środkowy palec, zniknęła w tłumie.

Nie miałem ochoty na zabawę z nią, zwłaszcza, że była tak pijana. Miałem nadzieję, że nie zrobi nic głupiego, ale to już duża dziewczynka. Nie mogłem troszczyć się o każdego, kiedy nikt nie troszczył się o mnie.

- Gdzie Angelo?! - Krzyknąłem do przechodzącego obok mnie Hazzy.

Był zdenerwowany. Zaciskał pięści i szczękę. Chyba znalazłem Tear kandydata idealnego...

Przystanął, po czym wypchnął biodra do przodu, ukazując wszystko bez słów, a potem również zniknął. Orły zbyt dużo w siebie wlały.

Miałem wrażenie, że jestem jednym z najtrzeźwiejszych na tamtejszej imprezie.

Przeleciałem wzrokiem po zebranych i jęknąłem, uginając kolana i szybko się podnosząc, kiedy dostrzegłem siedzącą na czerwonej, skórzanej kanapie Nel z Robem Kingstonem - największym debilem i najgorszym flirciarzem w naszej szkole. Chodzą plotki, że się jeszcze nie całował i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ma ponad 20 lat. Co on w ogóle tu robi? Powinien wyskoczyć na jakąś randkę w ciemno, gdzie dziewczyna nie miałaby wyboru.

Ona mi będzie winna przysługę. I to wielką.

Ruszyłem do nich, tracąc na kilka sekund oboje z zasięgu wzroku, kiedy podtrzymujący się na barkach licealiści przechodzili obok mnie.

- Hej! - Krzyknąłem, opierając się o wezgłowie kanapy. - Co robicie? - Krzyknąłem ponownie, choć dobrze wiedziałem, co on chciał z nią zrobić, kiedy skończy pić, nie miałem pojęcie, którego już z kolei, drinka.

Nel jak na komendę się podniosła, prawie się potykając, kiedy niezdarnie mnie przytuliła.

- Ratuj. - Krzyknęła i nie jestem pewien, czy on tego przypadkiem nie usłyszał.

Zachichotałem, ona też była pijana. Może nie tak, że trzeba było ją wynosić, ale język jej się plątał.

- Sorry Rob, zabieram Królewnę do zamku. - Oznajmiłem.

Wyplątałem się z jej uścisku i zmierzyłem po raz drugi od stóp do głów. Wyglądała nieziemsko, nawet, jeśli miała pijacki uśmieszek przyklejony do twarzy, a krwistoczerwona szminka pozostawiła po sobie już tylko wyblakły ślad.

Rob chyba zrozumiał, bo po chwili już go nie było. Chyba był trochę zawiedziony, że mu nie wyszło, ale cóż, mi przykro nie było.

Schyliłem się, by zabrać jej torebkę z kanapy. Lepiej, żeby doceniła to, co dla niej robię. Spaceruję z torebką przez pokój pełen ludzi, którzy znają mnie i rozpoznają. To jak iść samemu się przyznać do zbrodni. Wyglądałem jak Tynky Wynky z Teletubisiów.

Minąłem i zignorowałem zalotne spojrzenia drugoklasistek, które zawsze chodziły w grupie, idiotycznie chichocząc i zasłaniając przy tym usta. Zastanawiałem się czy stratują do tego samego chłopaka wszystkie w sześć i czy chodzą też tak do toalety...
Chciały zabić Nel wzrokiem, a ta dostrzegając je pomachała im, po czym wzruszyła ramionami, gdy nie odpowiedziały. Pokręciłem głową, śmiejąc się.

- Justy... - Przeciągła drugą literę, przez co brzmiało to tak, że aż nie sposób było się nie uśmiechnąć.- Mogę ci zaufać? Powiem ci coś, ale nie będziesz się śmiał?

Pokiwałem głową, pilnując by nie przewróciła się na schodach. Uniosłem rękę i położyłem ją na sercu, drugą zaś zamknąłem usta i wyrzuciłem kluczyk za siebie. Patrzyła na mnie przez ułamek sekundy, po czym wypaliła:

- Chce mi się siku.

Romantycznie, nie powiem, że nie.

Omal się nie przewróciłem i prawie spadłem ze schodka. Powstrzymałem chęć zaśmiania się, zagryzając policzki od środka. Obiecałem, że tego nie zrobię, ale to było silniejsze ode mnie.

- Śmiejesz się, zdrajco! Już cię nie lubię! - Brzmiała jak dziecko.

Wyrwała rękę z mojego uścisku i skrzyżowała obie na piersiach, wypychając dolną wargę do przodu. Ona nie zdaje sobie sprawy z tego jak urocza i zabawna zarazem jest. Obróciłem ją, kierując znów na dolne piętro w poszukiwaniu łazienki.

Wiedziałem, że to miała być długa noc.

Podczas pobytu w toalecie śpiewała kawałek Love Story Taylor Swift. Znałem to, moja siostra uwielbiała tą piosenkę. Nie mogłem przestać chichotać. Zwykle ludzie po alkoholu byli raczej agresywni, a ona? Śpiewała, myjąc ręce.

Wyszła nadal obrażona, marszcząc zabawnie nos. No, co, przecież ją zabrałem, gdzie chciała. Znów szliśmy, ocierając się o przypadkowe osoby.

- Chcesz spróbować? - Spytałem, wskazując na grupkę nastolatków pijących szoty.

Obróciła się i skrzywiła, przyglądając się im przez dłuższą chwilę.

- Spróbować spić szota ze spoconego ciała jakiejś obcej osoby? Nie, dzięki.

- Aye, mogę się poświęcić, jestem twoim przyjacielem i nie jestem spocony! - Zaśmiałem się z jej miny mówiącej "zapamiętam to sobie".

Myślę, że chciałbym zobaczyć ją spijającą szota, to mogłoby być coś naprawdę fajnego.

Prowadziłem ją przez cały ten tłum tylko po to, by zabrać ją do wielkiego ogrodu, gdzie nie było prawie nikogo z powodu delikatnego, jesiennego deszczu. Było to przyjemne, móc poczuć coś innego niż spocone ciała i dym papierosowy.

- Zatańcz ze mną! - Krzyknęła, kręcąc się dookoła własnej osi z rozszerzonymi rękoma i otwartą buzią, łapiąc w nią kropelki deszczu i śmiejąc się głośno.

Nawet nie poczułem, kiedy wymknęła się spod mojego uścisku.

Podszedłem do niej i ukłoniłem się, wystawiając do niej dłoń, którą ujęła. Obróciłem ją kilkakrotnie, a potem odchyliłem ją tak, że włosy spływały jej na plecy, które podpierała moja noga.

- Lubię jak mnie nazywasz Nelly. - Powiedziała, odchylając się jeszcze bardziej.

Nie patrzyła na mnie, a ja widziałem tylko jej podbródek i wyciągniętą, łabędzią szyję, pokrytą gdzieniegdzie kropelkami deszczu.

Przyciągnąłem ją do góry tak, by swobodnie stała.

- A ja lubię jak ze mną rozmawiasz i się nie boisz. - Odpowiedziałem.

Uśmiechnęła się szeroko, ściągając buty. Domyślałem się, że było jej niewygodnie, ale ona nie miała tego w zamiarze. Odłożyła swoją torebkę obok butów, po czym spojrzała na mnie intensywnie. Przyglądała mi się przez chwilę, tak jakby czytała mi w myślach.

- Chodź. - Pociągnęła mnie w stronę basenu. - No chodź. - Ponagliła mnie, kiedy stawiałem opór i patrzyłem na nią jak na wariatkę.

- Poczekaj. - Zachichotałem po raz setny tamtego wieczoru, ściągając bluzę i buty.

Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon, portfel i kluczyki, szkoda by było je zamoczyć.

Dałem się jej ciągnąć do momentu, aż oboje znaleźliśmy się w basenie. Odbiłem się delikatnie stopami od dna, a woda sama mnie unosiła. Odnalazłem jej ramie i oboje wypłynęliśmy, śmiejąc się głośno. Zaczęła mnie chlapać wodą, więc zanurzyłem się ponownie pod wodę. Pociągnąłem ją za kostki za sobą. Miała zamknięte oczy, a z jej ułożonych w uśmiechu ust wydobywały się małe bąbelki.

Miałem ochotę ją pocałować. Właśnie taką - mokrą, rozradowaną i uśmiechniętą, z rozmazanym od wody tuszem do rzęs i włosach rozchodzących się w każdym kierunku pod wpływem wody.

Zrezygnowałem jednak z tego pomysłu. Była pijana i nie chciałem, żeby tego żałowała. Nie chciałem kraść jej pocałunku w takiej sytuacji.

Ponownie się wynurzyliśmy. Próbowaliście kiedyś biegać w basenie z wodą sięgającą klatki piersiowej? Ja musiałem, bo ona wcale nie miała dość. Biegała na przemian z pływaniem, piszcząc, kiedy ją doganiałem, bądź byłem wystarczająco blisko, by ją chwycić. W końcu mi się udało. Ułożyła się na plecach, dryfując, a ja podłożyłem pod jej plecy dłonie, by nie uciekała z prądem.

Pomogłem jej wyjść z basenu, wyciągając ją delikatnie. Było jej zimno, przebierała nogami w miejscu, a wargi miała lekko purpurowe, drżały, ale nie przestawała się uśmiechać.

Chwyciłem swoją bluzę i założyłem ją jej przez głowę. Wycisnęła z włosów wodę i potrzepała nimi jak piesek. Potarłem jej policzki kciukami, by otrzeć z nich rozmazany tusz do rzęs. Wsunęła nogi w moje buty, które jej podałem, ale były kilka rozmiarów za duże, więc ściągnęła je, chichocząc, a ja wziąłem ją na barana. Nie była ciężka, ważyła tyle, co nic, a ja niosłem ją już drugi raz. Tym razem w wygodniejszej pozycji i była przytomna.

- Jesteś szalona. - Powiedziałem, podrzucając ją delikatnie, by chwycić ją lepiej.

- Jesteś seksowny i ci nie wypominam. - Uderzała palcami jednej ręki o moje ramie, ale po chwili się jej znudziło. W drugiej trzymała swoje buty.

- Więc uważasz, że jestem seksowny? - Spytałem, ruszając brwiami, choć nie mogła tego zobaczyć.

W tej samej chwili zaczął padać tak rzęsisty deszcz, że po kilku sekundach nie wiedziałem nic w promieniu metra.

Deszcz jej ani trochę nie przeszkadzał. Krzyczała "woooohoooo!" ruszając łydkami w przód i tył, kiedy ja biegłem, choć to nie miało najmniejszego sensu, bo i tak byliśmy już cali mokrzy.

- Postaw mnie! - Krzyknęła, bo deszcz uderzał z takim szumem, że ledwo było ją słychać.

Zrobiłem, co chciała. Złapała mnie za rękę i razem biegliśmy w stronę samochodu.

- Gdzie twój Wierny Rumak, Rycerzu?

Pociągnąłem ją w drugą stroną, bo zmierzała złym kierunku, kręcąc głową z niedowierzaniem.

Ona jest niemożliwa. Wypowiedziała, krótkie "przecież wiedziałam". Marny z niej GPS. Byłem pod wrażeniem tego, jak sprawnie się porusza, nawet po alkoholu, kiedy ludzie chodzą, jak gdyby nie mogli.

Powinienem przestać porównywać ją do innych, bo jeszcze nie spotkałem takiej osoby, jak ona.


                                             CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Będzie mi bardzo miło, jeżeli każdy kto przeczyta, napisze kilka słów na temat tego, co o tym sądzi.
                                                           twitter | ask

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 13

Od autorki: Hej, hej. I mamy nowy. Przepraszam, że nudny jak flaki z olejem. Przepraszam za przerwę i bardzo, bardzo dziękuję za komentarze! Dziś w nocy znów wyjeżdżam, więc nie wiem kiedy nowy.
Ktoś wspomniał o zdjęciach bohaterów. Jeżeli będziecie bardzo chcieli, mogę czegoś poszukać i zrobić wstawkę.
Bardzo przepraszam za błędy, ale dodaję na szybko. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. :)
 
Nel
  Ogromne łóżko Natalie załamało się pod naszym ciężarem, kiedy jak na trzy cztery na nie opadłyśmy, śmiejąc się głośno. Wyglądałyśmy, jakbyśmy zarabiały ciałem - tanio i kuso. Miałam na sobie disco bluzkę, ochrzciłam ją tak zaraz po tym gdy wpadła w moje ręce. Była śmieszna - cała pokryta kolorowymi cekinami, mieniącymi się niemiłosiernie. Szczerze mogę powiedzieć, że nie wyglądała tak źle, całkiem dobrze na mnie leżała, tylko okropnie gryzła...
Właścicielka ciuchu nie wiedziała skąd ją ma, ale prawie się posmarkała ze śmiechu, kiedy ją ubrałam.
 - Wyglądasz zabójczo. - wyszeptała seksownym głosem. Tym podobnym do głosu Justina.
 - To jest bardziej tak: wyglądasz zabójczo. - powtórzyła Liv, próbując brzmieć jak on, dodając do tego mrugnięcie. 
 Obróciłam się na bok, opierając głowę na lewej dłoni. Nabijały się ze mnie.
 - Odwalcie się.
 Chwyciłam wielką, zieloną poduszkę z mnóstwem frędzelków i uderzyłam każdą z osobna. Przykro mi, ale tego głosu nie da się podrobić. Znów się śmiałyśmy.
 Natalie okazała się niesamowicie pomocna w przekonaniu mamy do imprezy. Oczywiście, nie powiedziałyśmy, że idziemy właśnie tam, tylko, że będziemy oglądać filmy i jeść popcorn w jej domu.
Od godziny przetrząsałyśmy jej szafę, nie mogłyśmy skończyć, bo przymierzałyśmy każdy ciuch, nawet te sprzed kilku lat. Zwykle były za małe i słychać było pękające szwy. To dziwne uczucie, kiedy zakładasz koszulkę z teletubisiami i nagle przypominają ci się chwile i głupoty, jakie robiłaś i przeżyłaś chodząc w niej w dzieciństwie.
 - O nie. - szepnęła Olivia, kręcąc zamaszyście głową na nie
- TAK! - krzyknęłyśmy równocześnie, a sekundy później przybiłyśmy sobie żółwika.
 Natalie stała z wieszakiem w ręku, na którym wisiała czarna, ołówkowa spódniczka. Huśtała nim z dziwacznym uśmieszkiem, dodając do tego ruch palcem, mówiący "nie, nie" 
 - Nie ma mowy. Idę w spodniach, nie założę tego. Ja w takich rzeczach nie chodzę.
 - Chodzisz, kiedy ubierasz się u mnie. - zmrużyła oczy, ciskając w nią wieszakiem. - Do łazienki. -
wskazała jej ręką drzwi, a ja zaczęłam się śmiać.
 Zawsze wolała spodnie bardziej niż sukienki i spódniczki, choć wyglądała w nich bardzo ładnie. 
Westchnęłam po raz setny, kiedy półnaga Natalie zapinała mi sukienkę. Zachichotała cicho, a ja wiedziałam o co chodzi. Szczerze mówiąc, gdyby ktoś z zewnątrz nas podsłuchiwał, mógłby wyobrażać sobie niestworzone rzeczy, biorąc po uwagę ją w staniku i mnie z rozpiętą sukienką. Tak, to mogło być dwuznaczne.
 - Zboczeniec. - rzuciłam szybko, a ta wyszczerzyła do mnie zęby.
 Szarpnęła mocniej za suwak, tym samym dopinając to czarne cudo do końca. Zmarszczyła nos, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
 Spojrzałam w lustro. Wyglądałam dziwnie, ale podobało mi się. Ostatnio najczęściej widziałam się w szkolnym mundurku i on nie robi furory.
 - Ja to mam gust.
Liv stała prezentując się w całej okazałości. Wyglądała uroczo, zupełnie inaczej niż normalnie.
 Uniosłam oba kciuki w górę, uśmiechając się szeroko.
Natalie pojawiła się obok mnie jak błyskawica, ściągając z mojego warkocza frotkę. Wydałam z siebie odgłos niezadowolenia.
- Mój dom, moje zasady. Rozpuść je wreszcie. 
Przejechałam ręką po włosach, rozplątują splotek. Opadły falami po obu stronach twarzy. Były teraz falowane, nie musiałam z nimi nic robić.
Zabrałam się za prostowanie włosów naszej Komendantki, podczas gdy ta zaplatała kłos na głowie mojej siostry.
      Poczułam delikatny skurcz żołądka, kiedy byłyśmy na miejscu. Zawsze go czuję, kiedy wchodzę do pomieszczenia pełnego ludzi. To coś takiego, jak wtedy, kiedy spóźniasz się na rodzinny obiad i nagle wszystkie oczy są zwrócone na ciebie, obserwują cię i wyłapują zmiany, nawet te najmniejsze.
Zagryzłam delikatnie wargę, spoglądając na dziewczyny. Uśmiechały się. Wydawało mi się, że jako jedyna nie jestem pewna siebie. Po chwili atmosfera się rozluźniła i stała lekka, zupełnie odwrotnie do ciężkiej, głośnej muzyki wydobywającej się z wielkich głośników.
Pomieszczenie pełne nastolatków spowijał błękitny dym, delikatnie unoszący się w powietrzu. Nigdy nie paliłam trawy, ale obserwując ich, mogłam powiedzieć, że daje im to odrobinę frajdy. Dobra, może więcej niż odrobinę.Większość osób paliła, bądź kurczowo trzymała swoje plastykowe kubki.
Było tam 60 może trochę ponad 70 osób. Wiele z nich poobwieszanych na sobie w korytarzach i na klatce schodowej gdzie, jak pewnie mieli nadzieje, mieli znaleźć odrobinę prywatności.
Olivia powiedziała coś do mnie, ale nic nie usłyszałam. Nie musiałam, bo po chwili mi pomachała i znikła w tłumie.
Uroczo, nie ma co.
- Przyszłaś! - usłyszałam za sobą głos Deana, potem wyłonił się jego cudowny uśmiech.
Przytaknęłam, chwytając od niego kubeczek pełen miodowo-czerwonej cieczy. Nie przepadałam za piwem, ale prawdopodobnie jutro nie będę pamiętać, co i z kim piłam. O dziwo mi to nie przeszkadzało, a nawet chciałam, żeby dzień zlał mi się z drugim, to by było coś nowego.
Zamieszałam cieczą.
- Wyglądasz inaczej! Rozpuściłaś włosy!
Musiał cały czas krzyczeć do mojego ucha, przez hałas jaki stał się wokół, co też skutkowało tym, że jego rozgrzany policzek ocierał się przypadkowo o mój. Jego oddech pachniał piwem.
- Tak! - uśmiechnęłam się do niego, zakładając kosmyk włosów za ucho.
Kubeczek z moim trunkiem przechylił się, przez co prawie oblałam siebie i Deana, kiedy ktoś oplótł ramiona wokół mnie, kurczowo mnie ściskając. 
- Sexy Nelly.
Rozpoznałabym ten głos nawet w piekle. To był Justin. Zaśmiałam się z tego, co powiedział. Nikt tak nie nazywał mnie od... nigdy.
Obrócił mnie twarzą do siebie, nie wypuszczając mnie z uścisku ani na sekundę, po czym przywarł wargami do mojego policzka i przytrzymał je przy nim przez kilka sekund, przez co omal moje narządy wewnętrzne nie eksplodowały.
Kubeczek upadł na podłogę, a ja mogłam się nazwać największą szczęściarą, bo zawartość nie wylądowała na moich szpilkach.
- Zrobiłeś to specjalnie! - szturchnęłam go żartobliwie w ramie, kiedy dostrzegłam, że gospodarza imprezy nie ma już obok mnie.
- Nie, skądże. - puścił mi oczko.
Zatrzepotałam rzęsami, ale natychmiast przestałam, bojąc się, że odlecę.
- Blokada penisowa, moja droga. Jestem jedynym facetem tutaj, który może ci to zapewnić, więc trzymaj się mnie.
Pokiwałam twierdząco, salutując jak harcerz, choć prawie w ogóle nie wiedziałam o co mu chodzi. Postanowiłam mu zaufać.
Jego oddech pachniał miętą pomieszaną z zapachem dymu papierosowego. Nawet jeśli nie lubię palaczy, musiałam przyznać, że u niego to połączenie było seksowne.
- Zrobię to samo, jak będziesz rozmawiał z jakąś panienką. - zapewniłam, uśmiechając się dumnie.
- Trzymam cię za słowo. - poruszał brwiami w górę i w dół. - Chodź, załatwimy drugie piwo, bo tamto się roztrzaskało.
Pozwoliłam mu się poprowadzić do beczki z piwem z ręką na mojej talii. Chłopcy pijący piwo prosto z dębowej beczułki, stojąc na rękach, nie byli zadowoleni z faktu, że muszą na chwilę przerwać zabawę, ale kiedy zobaczyli Justina ich miny zmieniły się. Przywitali się zarówno z nim, jak i ze mną, całując moją lewą dłoń, ale byli tak pijani, że cudem udało się im trafić. Bieber uśmiechał się głupkowato, podczas gdy oni kodowali moje imię. Jutro raczej nic z tego nie będą wiedzieć.
Podał mi kubeczek i równo z nim upiłam pierwszy łyk alkoholu tamtego wieczoru.
- Myślałem, że masz szlaban. - uniósł wysoko brwi, a ja zaczęłam szybko ruszać brwiami, bym nie musiała mu tłumaczyć, że wymknęłam się z domu, by tam być. On zaczął się ze mnie śmiać.
- Idę sobie, ale ty miej oczy wokół głowy. Drugoklasistka na dwunastej. - zrobiłam dzióbek, a on popukał się w czoło. Zignorowałam go, ruszając tanecznym krokiem na poszukiwanie Natalie.

                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Wystarczy kilka słów, a dla mnie będzie to znak, że czytacie. Będzie mi bardzo miło, jeżeli każdy kto przeczyta, napisze kilka słów na temat tego, co o tym sądzi. Możecie to dla mnie zrobić? :)
                                                           twitter | ask

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 12

Od autorki: Wow, zaszaleliście i dodaję rozdział dziś. Dziękuję za wasze komentarze, przez które nie mogę przestać się uśmiechać. Jesteście wspaniali! :) Dziękuję też, że do mnie pisaliście i piszecie, to bardzo miłe i naprawdę uwielbiam z wami pisać, nawet o głupotach, więc nie krępujcie się. :)
Nie mam pojęcia, czy dodam jeszcze w sobotę, zobaczymy.
Jeżeli chcecie być informowani to zostawcie nick twittera w komentarzu. :)
Chciałam też podziękować za wszystkie nominacje, postaram się to wszystko ogarnąć, po powrocie z pielgrzymki. Trzymajcie za mnie kciuki, hahaha.

Mogłybyście napisać mi też w komentarzu, czy lepiej czyta się wam, gdy układ tekstu jest taki jak teraz, czy w taki, jak był w poprzednich rozdziałach? :) Byłabym wam wdzięczna.


Miłego czytania! :)

Nel     
    

Stołówka była jednym z moich ulubionych miejsc w szkole. Nie to, że jadłam dużo, ale tam było po prostu... przyjemnie. Może pomijając panią kucharkę, która zawsze ma minę, jak gdyby nienawidziła swojej pracy. Zawsze mruczała coś pod swoim nosem. Nic jej nie zrobiliśmy, my też wolelibyśmy siedzieć w domu, niż w szkole, prawda?

Przekręciłam się w stronę podekscytowanej Natalie. Wyglądała przezabawnie, jej dłonie uderzały o kolana, a oczy świeciły się radośnie. Większość w szkole mówiła o sobotniej imprezie, która miała się odbyć u Deana. Czułam się z tym dziwnie, jeszcze nie wiedziałam czy pójdę, ale Olivia obiecała mi pomóc. Nie będzie tak źle, mam nadzieję. Tak naprawdę mama nie wspominała praktycznie w ogóle o szlabanie. Nie sądziłam, że o tym zapomniała, ale za każdym razem gdy chciałam o nim porozmawiać ona mnie zbywała, lub ignorowała.

- To niedaleko, przejdziemy się. – Kiwała energicznie głową, uśmiechając się.

Lubiłam ją, nawet bardzo. Była dosyć energiczna i zwariowana, ale potrafiła też słuchać. Miała w sobie różnego rodzaju dziwactwa, jak to, że jak ognia unikała drużyny koszykówki i kółka biologicznego. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale zawsze gdy obok nas przechodzili, lub któreś z nich witało się z nami, ona szybko odpowiadała i szła do przodu. To wyglądało komicznie.

- Jak pójdę. – Jęknęłam cicho.

Naprawdę chciałam tam pójść. Bardzo. Mogłam poznać kogoś nowego. Patrząc na te tygodnie spędzone tutaj, poznałam niewiele osób. Moje życie zaczęło się kręcić wokół Justina, ale jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało, bo większość sytuacji to on prowokował. Znałam jeszcze Deana, ale myśl o tym, że mogę poznać tam o wiele więcej osób, była interesująca.  

- Pójdziesz tam, przestaniesz się martwić i po prostu się pobawisz, kończąc z idealną Nel. – Wyrzuciła z siebie na wdechu Liv, obejmując mnie ramieniem.

Przesadzała, nawet bardzo, ale ja nie zamierzałam jej niczego udowadniać, bo to nie miało najmniejszego sensu. Zamierzałam się dobrze bawić, jeżeli już tam się dostanę. Zwłaszcza, że znałam gospodarza. Plus dla mnie.
To nie tak, że byłam „idealna” po prostu nie miałam w zwyczaju pakować się w kłopoty, nie byłam spóźnialska i nie pyskowałam do rodziców. Z resztą ona tego też nie robiła, ale była bardziej wyluzowana, więc to ja byłam tą zbyt grzeczną i zawsze przejmującą się każdą jedną osobą.

- Um! – Wydała z siebie Natalie, machając rękoma i szybko gryząc to, co miała w buzi. - Powiedzcie mamie, że śpicie u mnie. – Dodała, przełykając.

Liv pokręciła twierdząco głową, uśmiechając się szeroko. Nie pałałam sympatią do tego pomysłu, nie chciałam ich widzieć w roli tracących nad sobą kontrolę. Wiem, znów zaczynałam martwić się na zapas, ale taka moja rola w tym towarzystwie. Ale z drugiej strony ten pomysł nie był taki zły. Rodzice nie musieli wszystkiego wiedzieć. Miałyśmy po dziewiętnaście lat, ale nie byłyśmy tym typem osób, które wyfruwają z gniazda równo z zyskaniem pełnoletności. Nie usamodzielniałyśmy się, bo to by nie współgrało z naszą nauką, a rodzice i tak musieliby nam pomagać.

Odwróciłam się, poprawiając włosy, by gumka mocniej ściskała mój koński ogon na czubku głowy. Harry szedł ku nam ze zdeterminowaną miną. Patrzył na nas, zaciskając pięści i szczękę. Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale wiedziałam, że nie szedł do nas zapytać o pogodę, czy nasze samopoczucie.

- Ty... – Wytknął palec wprost we mnie.

Spojrzałam na niego pytająco. Co ja takiego zrobiłam? Chyba mi nie powie, że mam przewalone, bo nie wiedziałam, gdzie podziewa się Justin... Co za ludzie. To by już przeważyło szalę.
Uniosłam pytająco brwi, a Natalie momentalnie się spięła.

- Styles, Styles, Styles... – Zaczęła Olivia, podpierając twarz na ręce, którą oparła o stolik.

Proszę nie. Wszyscy tylko nie ona. Dlaczego musi zawsze w coś się wplątać?

- To jest Nel. Domyślam się, że chodzi ci o mnie, jestem tutaj. – Zadrwiła, wskazując na nas raz po raz.

Posłałam jej spojrzenie mówiące: "nie wplątuj w to mnie", a ona tylko machnęła na mnie ręką. Urwę ją jej, obiecuję.

- Jem, odejdź. Obrzydzasz.

Olivia wsadziła frytkę do buzi, patrząc mu prosto w oczy. Oparłam głowę na ręce, czekając na rozwój wydarzeń. Mogli by ze sobą porozmawiać i choć traktować się jak na człowieka przystało. Ale nie, oni woleli skakać sobie do gardeł i syczeć na siebie nawzajem.

- O, nie. Zapłacisz za to co...

- Mhm... – Przerwała mu, robiąc znudzoną minę.

- Co ty sobie myślisz, co? Przyjeżdżasz tutaj, panoszysz się jak księżniczka i chcesz, żeby każdy ci usługiwał. To się nie stanie. – Oparł swoje ręce na stoliku, a jego włosy opadły mu delikatnie na twarz, więc spoglądał teraz na nią spod grzywki.

Wybuchła śmiechem, ale nie takim naturalnym, a sztucznym i przesadzonym. Patrzył na nią zdezorientowany, podobnie jak połowa stołówki. Natalie posłała im mordercze spojrzenie, a kilkoro pierwszaków wróciło do rozmowy, obserwując nas kątem oka. Uwielbiałam ją również za to.

- To ty się tak zachowujesz i sam zacząłeś te wojnę. Dobrze o tym wiesz! – Wyrzuciła ręce w powietrze. - Czepiasz się odkąd się zaśmiałam na korytarzu. Serio, to jest twój problem? Gdybyś nie wpieprzał nosa we wszystko to bylibyśmy teraz dla siebie jak powietrze. Niewidzialni. Nie stać cię na drugie spodenki?

Podniosła się z miejsca, chwytając swoją torbę z podłogi przełożyła nogi przez ławeczkę i skierowała się do drzwi. Harry pobiegł za nią, chwytając jej nadgarstek tuż przed drzwiami i obracając ją twarzą do siebie. Na jej twarz wpłyną grymas, ale słuchała tego co mówił, przewracając oczami.
Pociągnęłam Natalie za rękę, ciągnąc ją w kierunku uciekinierki. Przebiegłyśmy korytarz pełen gapiów, dysząc, żeby ją dogonić.

Uduszę ją kiedyś.

Szła szybkim tempem, podczas gdy my prawdopodobnie byłyśmy czerwone ze zmęczenia i zdenerwowania. Nienawidziłam biegać.

- Co ty znów zrobiłaś? – Wysapałam, opierając się plecami o szafki. Łapałam szybko oddech by go uregulować.

- Znów? – spojrzała na mnie spode łba. - Zniszczył moją pracę, przez co o mały włos nie dostałam jedynki z zajęć artystycznych! To on się zaczął, nie ja.

Spojrzałam na nią znacząco. Dobrze wiedziała, że to nie ma znaczenia, a tym bardziej niczego nie rozwiązuje. Zachowywali się jak dzieci.

- Serio, Nel? On jest psychiczny, podobnie jak ten twój Justin i cała reszta hołoty. Palant z wielkim ego i jednymi spodenkami z farbą na pupie.

Westchnęłam, ściągając z włosów frotkę i robiąc kucyk ponownie, bo uprzedni zniszczył się pod wpływem naszego małego maratonu. Justin nie był mój.
Z niecierpliwością czekam na dzień, w którym wszystko będzie po staremu. Spokojnie, bez problemów i dziwactw innych. Na razie się na to nie zanosi, a szkoda. Podobno po burzy, wychodzi zawsze słońce, więc poczekam.

Justin

      Schowałem swój wysłużony telefon do kieszeni spodni. Musiałem odpowiedzieć na kilka smsów o to gdzie się podziewałem przez dwa dni. Jedynie jeden mnie ucieszył, ten od Deana z informacją o sobocie. Musiałem też wysłać wiadomość do Nel. Parker powiedział, że mamy się spotykać we własnym zakresie, kiedy nam pasuje i gdzie chcemy. Wybrałem bibliotekę. Tak, bardzo mądrze, idealne miejsce do uczenia się.
Miałem nadzieję, że się zgodzi, po ostatnim incydencie nic nie było wiadome. Właściwie to tylko po to chciałem się z nią spotkać. Miałem w nosie fizykę, chciałem się pogodzić i moc ją denerwować na każdym kroku ponownie.

- Cześć. – Przywitałem się sucho.

Siedziała na najniższym schodku przed biblioteką, a promienie powoli zachodzącego słońca delikatnie muskały jej bladą twarz. Spojrzała na mnie, unosząc głowę, bo górowałem nad nią, stojąc sztywno na nogach.

- Jesteś. – Szepnęła sama do siebie.

Zabrzmiało to jak w tych wszystkich babskich filmach, kiedy koleś zdradzi kobietę i ona się o tym dowie, po czym czeka na niego ze spakowanymi rzeczami. Nie, żebym oglądał takie filmy, ale to się dzieje w połowie z nich.

Wstała, otrzepując się, po czym poprawiła włosy i ruszyła w głąb budynku, odnajdując po chwili drzwi biblioteki.

      Zapadła niezręczna cisza, kiedy sam miałem zrobić działanie, uprzednio wytłumaczone przez nią. Było fajnie, kiedy mówiła, nie było tak niezręcznie i nieswojo. Spojrzałem na zeszyt, po czym przeniosłem swój wzrok na nią. Patrzyła na mnie i czekała.

-Dobra, słuchaj…

Nie wiedziałem, jak zacząć i jak dobrać słowa, żeby nie palnąć znów czegoś głupiego. Tą opcje zostawiałem sobie na później. Wypuściłem głośno powietrze. Nie miałem wprawy w przepraszaniu, nie robiłem tego zbyt często. Raz kozie śmierć.

- Nie, ty posłuchaj – zaczęła, a ja dziękowałem, że to zrobiła. - Wyszło głupio, tak myślę...

- Tak. - Przytaknąłem, choć po jej minie mogłem wywnioskować, że było to niepotrzebne. Przewróciła oczami, siadając naprzeciw mnie.

- Nie chciałam cię uderzyć. Po prostu wyładowałam się na tobie... Jest mi głupio i przepraszam.

Tym razem to ona wypuściła głośno powietrze, jak gdyby zrzuciła z siebie ogromny ciężar.

- Um... Ja też przepraszam… Myślę, że musisz się przyzwyczaić do takich rzeczy, bo tutaj połowa miasta tak mówi. – zaśmiałem się cicho.

Wyciągnęła do mnie rękę na zgodę, a ja się zaśmiałem. Jak oficjalnie... Ścisnąłem ją, jednocześnie zrzucając z siebie cały ciężar jaki na mnie spoczywał.

- Nie myśl sobie, że zapomniałam o fizyce.

- Zniszczyłaś klimat chwili! - rzuciłem w nią papierową kulką, zrobioną na szybko. Rozłożyła ręce w geście niewinności, przez co się zaśmiałem cicho.

Nie chciało mi się tego robić. Wolałem wrócić do domu, moja misja była skończona. Mogę powiedzieć, że zakończona powodzeniem i byłem z siebie zadowolony.


                                              CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Wystarczy kilka słów, a dla mnie będzie to znak, że czytacie. Będzie mi bardzo miło, jeżeli każdy kto przeczyta, napisze kilka słów na temat tego, co o tym sądzi. Możecie to dla mnie zrobić? :)
                                                           twitter | ask